Z ukraińskim jest tak, że niby jest bardzo podobny do polskiego, a zupełnie różny. I tak jest ze wszystkim – z historią, a co za tym idzie, z historią literatury. Dwudziestowieczna i dwudziestopierwszowieczna historia obu literatur biegła podobnymi torami, ale te tory w newralgicznych momentach skręcały w diametralnie innych kierunkach, zwykle w związku z toczącą się zupełnie inaczej historią. Młodzi poeci zafascynowani futuryzmem i awangardą, wprowadzający je do swoich słowiańskich literatur, zupełnie inaczej weszli do podręczników po obu stronach dzisiejszej granicy. Skamandrytów pamiętamy jako sytych sławy młodzieńców, natomiast ich ukraińscy rówieśnicy nazywani są Rozstrzelanym Odrodzeniem, bo większość z nich zniknęła bez śladu w czasie wielkiego terroru. Kiedy nowofalowcy kierowali swoje wiersze przeciw tracącemu powoli zęby (choć, wiadomo, śmiertelnie niebezpiecznemu) reżimowi Polski Ludowej, pokolenie sześćdziesiątników stawało oko w oko z całym imperium radzieckim. Dopiero po naszym 1989 roku, a ich roku 1991, obie poezje znalazły się w bardzo podobnych sytuacjach. Wreszcie mogły przestać walczyć o wolność, mogły nadrobić postmodernistyczne zaległości, znalazło się w nich więcej miejsca na poczucie humoru. Ukraińska literatura stawia, jak to literatura, pytania o życie, czas, miłość, wreszcie – Ukrainę. Ale polskiemu czytelnikowi nasuwa się jeszcze pytanie „co by było, gdyby?” Gdyby to nad grobem Mychajła Semenki przemawiał minister kultury, a Julian Tuwim leżał w bezimiennej mogile ofiar straceń? Gdyby Wasyla Stusa zamiast śmierci w łagrze w 1985 roku czekała rola autorytetu jakiejś odzyskanej ojczyzny, gdyby nowofalowców zamiast uciążliwych przeszukań i zapisu czekały druty zony?
To pytanie, które w do 2013 roku wydawało się już trochę nieaktualne, dziś wraca. Do tego czasu i biografie poetów, i sam proces historycznoliteracki miały bardzo wiele punktów stycznych, chociaż oczywiście rozsianych w dwóch odrębnych, z innych źródeł wyrastających literaturach. Rewolucja Godności i wybuch wojny na wschodzie Ukrainy zmieniły ten stan rzeczy. Poezja zaangażowana – po obu stronach granicy znaczy to coś innego. Współczesna poezja ukraińska angażuje się w rzeczywistość na innych zupełnie zasadach niż polska, angażuje się, bo nie bardzo ma wyjście, bo polityka jest obecna w życiu autorów zupełnie inaczej, w sposób, który każe polskiemu czytelnikowi zadać sobie pytanie: „a co by było, gdyby”.
Oleksij Czupa urodził się w 1986 roku w Makijewce na Donbasie, z wykształcenia jest filologiem i chemikiem, w tym zawodzie też pracował w fabryce. Po wybuchu wojny, podobnie jak wielu innych mieszkańców zajętych przez separatystów terenów, musiał uciekać na zachód kraju. Temat Rosji, sytuacja bycia ukraińskojęzycznym poetą w rosyjskojęzycznej części Ukrainy, nie pojawiły się jednak dopiero w sytuacji uchodźstwa.
Olena Herasymiuk urodziła się w 1991 roku. Debiutowała w 2013 roku tomem Hłuchota. Wstąpiła jako ochotniczka do batalionu Hospitalieri, jednostki zajmującej się ratowaniem rannych i ich rehabilitacją po ewakuacji z pola walki. W momencie wysyłania tego tekstu znajduje się w strefie ATO, na linii frontu.
Oleksij Czupa
Rozmowa
– Słuchaj – mówiła do mnie, raz po raz ześlizgując się z pochyłego dachu
w centrum Doniecka, – czemu ta wasza ukraińska poezja jest taka jakaś poplątana?
Mnie się nawet wydaje, że żyły wewnątrz mnie
plączą się w kłębek, kiedy czytam wasze wiersze.
Powiedz, jest u was taki, co pisze prosto i genialnie,
jak na przykład Jesienin?
– Wiesz – odpowiadałem jej – ja nie wiem, jak tam was, Rosjan,
ja w ogóle mało wiem o Rosjanach, ja się z nimi prawie nie stykałem
w życiu, można nawet powiedzieć, że Rosjanie i, na przykład, Marsjanie
to dla mnie tożsame pojęcia. Wiesz, ciężko mi uwierzyć w to,
z czym się w życiu nie spotkałem.
– Spotkałeś Marsjan?
– Żebyś widziała moich kumpli…
– Fajnie, ale jak można nie wierzyć w istnienie Rosjan?
Czytałeś podręczniki historii, geografii i tak dalej?
– No, powiedzmy „Wojnę światów” Wellesa też czytałem.
I w ogóle odkąd przeczytałem naszą Konstytucję, nie wierzę książkom.
– Ale wy jesteście poplątani.
– I ja właśnie o tym. To u was wszystko może być proste:
urodził się na wsi, pojechał do miasta, znaleźli go w pętli
Nasz problem w tym, że nasze dzieci rodzą się już w pętli,
i całe życie plączą się, próbując się z niej wyplątać.
Uda się niewielu.
A ci, którym się uda, chodzą po smutnej ukraińskiej ziemi,
uderzają głowami o nogi dawnych przyjaciół
i zdumieni patrzą, jak ci, co nad nimi wybierają sobie prezydenta
Takiego, żeby się nie rozklejać i nie zastygać, uśmiechając się.
– Niezła motywacja.
– Też tak myślę. Ale kiedy całkiem nie ma wiatru, to może być i taka.
A ty mówisz „Jesienin”.
Nie mamy niczego, co mogłoby uczynić życie
a co za tym idzie i wiersze, prostszym.
– I nie będziecie. Powiesiliśmy bardzo mocne pętle na waszych drzewach.
2009
Mój kraj
Mój wielki, wolny
przepiękny kraj leży w bagnie,
a u mnie –
lepiej i stabilnie.
Moje życie – nieskończona droga krzyżowa,
pełen jestem litości i czułości,
jak wyniesiony nad anioły,
szkoda tylko, że ostatnio mój język,
już ostrugany do krwi,
odmawia czasem
mówienia językiem.
Mam dwadzieścia siedem lat.
Jestem zmęczony, ale tłukę o ekrany i okna jak ryba o lód,
próbując usłyszeć odpowiedzi.
Robię błędy, ale przecież się uczę.
I na myśl, że kiedyś dorwę
tych drani, oblewa mnie radosny, chłodny pot.
2013
Przed ostrzałem
Przed ostrzałem zawsze zrywa się wiatr.
Jak żagle flagi trzepoczą i napinają się
na budynkach i blokpostach,
żebyś nie zapomniał, za jakie barwy poniesiesz śmierć.
Ot, stoisz. Ot, wybuch z boku – i jakby Bóg ci pamięć starł
i już rośnie piołun na zgliszczach i pustkowiach
Jak tylko zrywa się wiatr, miejscowi już wiedzą: nieustannie
kanonada będzie śpiewać swoje kołysanki
Przez sen nie usłyszymy, jak na podwórzu, zdjąwszy kilku z warty,
jęcząc żałośnie jak szczenię,
ścięty pada czyjś ukochany
w zapach dymu i skoszonej rano trawy.
I co? Nikt nie obejrzy się jak byś nie prosił.
Moja mama, gdy słyszy wybuchy, tuli się do ceglanej ściany.
I widać tylko jak ten, co szedł, zrywa się do biegu
jak splątane włosy miasta – ulice,
uciszają wiatr resztką sił,
jak swoich grzebią.
Olena Herasymiuk:
***
Jak się znaleźliśmy w jednym oddziale?
Nikt nie powie. Zresztą kogo tu pytać?
Krótka nauka: na polu walki
trzeba umieć czekać.
Wojna się toczy gdzieś poza czasem.
Z ostatnim żołnierzem kładzie się do grobu
Nikt nie zgadnie, kiedy się zaczyna.
Zresztą pytać nie ma kogo.
Nad blindażem rozkrwawione maki
wysokie, okrągłe. Jak jakieś sygnały.
Serce rwie się jak bity pies.
Jeszcze chwila – zrobi wyrwę w metalu.
Cisza, gdzie miałaby huczeć wojna.
Topole czy oko zasnuwa się mgłą?
Zwycięstwo, jak celna strofa,
nie zaczyna się od krzyku „Mamo!’
Odmierzały dystans i koordynaty
rozplecione wstążki za wstążkami.
Znaliśmy rannych nie po imieniu,
ale po spisach z lekami.
Czarne i czerwone jak noc i ogień.
Noś na sercu, nie zgubisz.
Ile nas było? Ktoś robi rachuby?
Pytać nie ma kogo.
Jak długą pamięć będziemy wlec
przebitą jak łapa?
Kraj czeka na wieści z frontu więc
co dzień o dziewiątej słucha.
Powoli, jak wspomnienie pierwszej miłości
gaśnie nad kopalnią słońce.
Płaczcie, żołnierze. Krew zatamowaliśmy,
i łzy płynąć skończą.
Ludzie, adresy, miasto i wiek –
zerwane kłosy.
W lustrze czarny, obcy człowiek
patrzy mi w oczy.
październik 2018
***
ta droga prowadzi w wiele stron
jej upajanie się
krokiem i krzykiem
skraca niewidoczny dystans
i pole po jej obu stronach
zwodzi
łamie
i wojsko się zatrzymuje
wojsko milczy wielotysięczne
tak rzeka stanie dęba
nie popłynie, tyle co
plunąć w ślad za sobą –
postraszyć zagoić ranę
i wojsko – rzeka
w brzegach półprzezroczystego tłumu
i tłum milczy
i boi się czekania
bo noc krzepnie jak krew
przypala drzewo
co zaczyna nowe koło pradawnym nerwem
i jedzie generał
jego ruchy zataczają pętle
i wojsko zrywa się w pole
chwyta martwych
i postacie wylały się
krzyknęły
– widziałem ostatnio wodę i ciemność za nią
piłem ją ustami
wciągałem w płuca
– widziałam swoje ręce
– które uciekały ode mnie
– własną głowę wymacywałem
grubymi rzemieniami
ona szeptała
ona dyszała
spadała
a jak ja poczuję
a jak ją przykręcę
do pleców
jedzie generał
a dni pędzą jak konie
i wojsko dobija konie
prędkie i kościste
noc siecze księżyc
jak szabla krzywy
droga staje dęba
i odstępuje
o nie, nie wstecz
wznosi się wzwyż
wzwyż
i wspomnienia są cieńsze od igły
bo wszystko się zapomina
patrzy za generałem pokręcona wiśnia
nie odpuszcza
W nocy chleb piekę
Przychodzi rano pierwszy i mówi: Daj!
Pytam: czym zapłacisz?
Mówi: śmiercią zapłacę.
Daję mu chleb
Przychodzi drugi i mówi: Daj!
Pytam: czym zapłacisz?
Mówi: zdradą i siłą zapłacę.
Daję mu chleb
Przychodzi rano pierwszy i mówi: Daj!
Pytam: czym zapłacisz?
Mówi: muszę pojeść, ubrać się, zabawić. Skąd dla wszystkich wezmę zapłatę?
Dla wszystkich nie starczy!
Daję mu chleb
Przyszedł czwarty i mówi: Daj!
Pytam: czym zapłacisz?
Staje obok mnie,
całą noc pracuje.
Niech sobie sam piecze.
Nie ma dla niego ani okrucha.
Przełożył Janusz Radwański
Janusz Radwański – (ur.1984) poeta i tłumacz. Opublikował m.in. tomy: Księga wyjścia awaryjnego, Chałwa zwyciężonym, Święto niepodległości. Współpracownik „Internetowej Gazety Kulturalnej Salon Literacki”, gdzie prowadzi stałą rubrykę prezentującą poetów ukraińskich.
Jedna myśl w temacie “Oleksij Czupa i Olena Herasymiuk + komentarz Janusza Radwańskiego (09.2019)”
Możliwość komentowania jest wyłączona.