Slamoteka VI – wskazówki dla występujących

Na brak tematów nie mogę w ostatnich tygodniach narzekać. Nawałnica turniejów w całym kraju zbliża się do wakacyjnego spowolnienia, ale to nie znaczy, że nic się nie dzieje (choćby w Poznaniu). Nie miejsce tu jednak na terminarze, większość organizatorów ogłasza się na slam.art.pl i tam też Was w tej sprawie odeślę. Nie zmilczę za to finałowego turnieju Pierwszych ogólnopolskich mistrzostw slamu poetyckiego, który 20 maja rozgrzewał szczękającą zębami publiczność na Dziedzińcu Masztarni Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. Podzielę się też (głównie) wskazówkami dla występujących, którymi na slaminarium podczas krakowskiego festiwalu Miłosza (właściwie Off Miłosza) dzielił się Bob Hýsek.

Najpierw jednak mistrzostwa, których pierwszą zwyciężczynią, po przejściu eliminacji w Katowicach, została Rudka Zydel (Anna Kalfas). Wspominałem już tu o jej umiejętności chwytania za serce osobistą, wiarygodną i wydestylowaną opowieścią, dodam tylko, że jej sceniczne słowa niepozbawione są nigdy moralnej lub politycznej stawki. Dzięki temu, kiedy Rudka mówi, wiemy dlaczego jest to dla niej, a w konsekwencji dla nas, ważne. Oby tak dalej!


Bob Hýsek jest nie tylko organizatorem turniejów oraz slamerem, ale także nauczycielem uniwersyteckim prowadzącym ćwiczenia ze slam poetry na ołomunieckiej anglistyce. Z perspektywy kilkunastu lat obserwacji, zauważył na przykład, że różne narodowe sceny slamowe przechodzą przez podobne stadia rozwoju w drodze do jako takiego profesjonalizmu. Zaczyna się zawsze, jak w wielu dziedzinach, od humoru i seksu; następnie, wraz z rosnącymi wymaganiami publiczności i rozwojem artystów, poprawia się dostosowany do występów slamowych warsztat tekściarski. Dowcip jednak w końcu się nudzi i publiczność zaczyna dużo bardziej doceniać występy osobne i poetyckie. Po ok. 10 latach funkcjonowania aktywnej ogólnokrajowej sceny średni poziom to świadome aktorskie poszukiwania i dobra, przystosowana do tej formuły literatura. Polska, według jego słów, zaczęła jednak inaczej, z dużo większym szacunkiem dla słowa. Miał to niewątpliwie być komplement, obawiam się jednak, że oznacza to dla nas jedynie tyle, że zaczynamy na jeszcze wcześniejszym etapie – dziewictwa i patosu. Żeby więc postawić parę szybkich kroków naprzód, garść warsztatowych porad.

Praca nad występem zaczyna się od zwykłego czytania swojego tekstu na głos, wiele razy… Ustalmy dolną granicę na pięćdziesiąt, tekst znajdzie się w pamięci, a wachlarz możliwości interpretacyjnych rozpostrze przed naszymi oczami. Jest to też dobry moment, żeby zastanowić się nad dynamiką występu. Gdzie energia rośnie, a gdzie opada? Powinna bowiem rosnąć do samego końca.

Wybierz i ćwicz swój nowy, sceniczny głos, i nie kończ na jednym. Porzucenie normalnego, codziennego głosu nie tylko ułatwi wejście w rolę, ale pomoże skupić uwagę widzów, bo, będąc na scenie, musisz być choć trochę „magiczny”. Wykonuj więc ćwiczenia rozluźniające i rozciągające aparatu mowy i całego ciała. Nie pij też alkoholu przed występem, a przynajmniej nie piwo, które bardzo źle wpływa na struny głosowe, nie mówiąc o orientacji w przestrzeni. Pamiętaj o rytmie tekstu oraz ogromnym znaczeniu pauzy i ciszy. Dobrze zbudowany kontrast zadziała zawsze.

Do każdego tekstu równie niezbędny, jak jego interpretacja retoryczna, jest plan fizyczny występu.  Naturalne ruchy nabiorą np. wagi i znaczenia, jeśli pozwolić im zatrzymać się, „zawisnąć” we właściwej chwili. Taki sztuczny gest, np. powtarzany, może łatwo nadać postaci charakteru. Warto też zastanowić się nad różnymi sposobami wykorzystania mikrofonu, jako jedynego dostępnego rekwizytu. Nigdy nie opuszczaj przy tym roli! Również wchodząc na i schodząc ze sceny. No a scena… scena jest wszędzie.

Aby skupić na sobie początkową uwagę, najłatwiej chwilę pomilczeć, stojąc przy mikrofonie, a jeśli jest na to czas, zacząć od przywitania się z kilkoma osobami z widowni. Uwagę utrzymuje spoglądanie publiczności „w oczy”, tzn. rozglądanie się po sali przynajmniej od czasu do czasu, ale też np. skupienie uwagi na pojedynczej osobie, aż do wywołania u niej poczucia dyskomfortu…

Nigdy nie przepraszaj za siebie i swój występ (zwłaszcza zanim go zaprezentujesz). Nigdy też nie przyznawaj się do błędu, nie zwracaj publiczności uwagi na zapomnianą linijkę czy nieudany ruch. Jeśli masz na to pomysł, wykorzystaj swój błąd! To idealne miejsce na improwizację!

Maciej Mikulewicz