Slamoteka I

„…It cultivates the field of poetry in every direction and is a healthy mental sport.”1
Allen Ginsberg na temat slam poetry

Mam tu zamiar pisać o slamie jako o zjawisku wartym uwagi, rozwijającym się i płodnym, co nie znaczy, że nowym. Formuła slam poetry jest tylko jednym z tysiąca pomysłów na organizowanie przestrzeni uwagi dla słowa, ale przy tym pomysłem, który sprawdza się w bardzo różnych kontekstach i nawet przy ograniczonych zasobach potrafi wywoływać dużo autentycznych emocji. Slamować mogą równie dobrze dzieciaki w podstawówce podczas lekcji polskiego, jak i wyrośnięte towarzystwo w zadymionej knajpie podczas festiwalu literackiego. 

Chciałbym przyjrzeć się tu możliwościom rozwoju slamowej formuły w Polsce i temu, co można dzięki niej osiągnąć. Siłą turniejów slamerskich jest niewątpliwie ich inkluzywność. Nie trzeba być niczyim znajomym, ani przechodzić przez test wrażliwości krytycznej jakiegoś wąskiego gremium, aby móc wystąpić przed uważną (zazwyczaj) publicznością. Czy to znaczy, że występują też ludzie, którzy nie byli do tego gotowi? Oczywiście, że tak! Są jednak otoczeni innymi twórcami, którzy inspirują się i uczą od siebie nieustannie. Turnieje wymuszają na nich natychmiastowe konfrontowanie się z efektami własnej pracy, co bardzo przyspiesza proces nauki lub decyzję o wycofaniu się. W rozpowszechnianiu się slamów, ale i innych zjawisk spoken word w Polsce, widzę zresztą sposób na oswajanie z poezją osób skrzywdzonych przez polski system edukacji, mających najdziwaczniejsze na jej temat wyobrażenia…

Jednorazowe wydarzenie, dodatek do festiwalu czy spontaniczna zabawa jest jednak czymś jakościowo innym niż stała slamerska scena, wyróżniająca się regularnością turniejów, dążeniem do profesjonalizacji występujących oraz celowaniem w ciągłe podnoszenie jakości występów. Obecny chaos organizacyjny – pojawiające się i zamierające inicjatywy, brak środków, uwagi mediów i szacunku krytyków nie mówią nic o niewykorzystanym potencjale, który czeka na swoją szansę. Dowodzą tego, na swoją małą skalę, regularne co dwu- czy trzytygodniowe turnieje w Poznaniu, ale zwłaszcza bogate i pełne życia środowiska slamerskie wielu krajów Europy i Stanów Zjednoczonych, dla których powstania i przetrwania kluczowe znaczenie miały rozpoznane medialnie zawody krajowe, zbierające i nagłaśniające najbardziej utalentowane nazwiska, ustawiające poprzeczkę jakości i definiujące charakter tego złożonego, literacko-aktorskiego wyzwania. Niemniej ważnym efektem podniesienia rozpoznawalności jest ułatwienie pozyskania sponsorów – publicznych i prywatnych, coraz lepiej wynagradzających pracę twórców w ramach turniejów, spotkań czy publikacji.


Ogólnonarodowe turnieje w USA odbywają się od 1990 roku (The National Poetry Slam) i zaczynały od kilkunastu uczestników i niewielkiej publiczności. Współcześnie zawody finałowe trwają pięć dni, podczas których współzawodniczą 72 drużyny po 4-5 zawodników każda. Tysiące ludzi śledzi występy odbywające się na kilku scenach, goszczone co roku w innym mieście, przy trudnej do policzenia liczbie imprez towarzyszących. W międzyczasie pojawiły się też licznie inne ogólnokrajowe tytuły, m.in.: Individual World Poetry Slam, National Underground Poetry Individual Competition, The First Citizens National Poetry Slam oraz Women of the World Poetry Slam (wyłącznie dla kobiet i osób identyfikujących się z tą płcią). Co ciekawe biorą w nich udział także drużyny i pojedynczy twórcy z całego świata, ponieważ organizatorzy nie wymagają od uczestników amerykańskiego obywatelstwa. Slam, rap i stand-up rozwiązały języki już kliku pokoleń Amerykanów, ułatwiając im rozmowę choćby na temat instytucjonalnego rasizmu, przemocy w domach i na ulicach czy czarnych kartach amerykańskiej historii. Slam amerykański jest pod tym względem bardzo charakterystyczny, wyróżnia się też ogromnym naciskiem kładzionym na dykcję, melodyjność wypowiedzi i jej retoryczną siłę. Niektórzy z weteranów sceny czynią z tych cech zarzut, pisząc o komercjalizacji, tematycznej i warsztatowej sztampie, wspominając czasy, kiedy więcej było zrozumienia dla niedoskonałości i eksperymentów. Być może jest to jednak tylko pewien etap w historii formuły, tym bardziej, że nie ogranicza ona w żaden sposób popularności innych swoich wersji – np. slamów haiku, improwizowanych, tematycznych czy wykorzystujących rekwizyty.


Bliżej nas kwitnie za to świetna, młodsza od amerykańskiej, scena czeska, która może stanowić podpowiedź w wyobrażaniu sobie tego, czego możemy oczekiwać po stworzeniu własnego turnieju ogólnokrajowego. Przed 2003 rokiem turnieje slam poetry organizowane były tam bardzo sporadyczne. Najważniejszym ośrodkiem był tu od początku Ołomuniec, zwłaszcza ze względu na trzech ludzi – pisarza Martina Reinera, niemieckiego poetę i slamera (o czeskich korzeniach) Jaromíra Konečný’ego oraz tłumacza i wykładowcę Roberta Hýska. Liczyli oni początkowo na to, że zaangażują do tej formuły istniejące już środowiska literackie oraz raperskie, ale, mimo nielicznych wyjątków, tak się nie stało. W czeskich slamach największe sukcesy, ze względu na specyficzne wymagania turnieju i rosnące ciągle oczekiwania widowni, zaczęli osiągać ludzie nie związani wcześniej z literaturą, a którzy na przestrzeni lat wypracowywali warsztat pisarski, uczyli się akcentować, grać i improwizować (jednymi z najlepiej znanych są Bohdan Bláhovec, Metoděj Constantine czy Jakub Foll). Stopniowo slam zawitał do Brna i Pragi, a od kliku lat, w następstwie rosnącej uwagi mediów oraz popularności eliminacji (dziesięć miast) i samego finału, co miesiąc można mówić o kilkunastu turniejach w różnych częściach kraju. Co ważne, do dziś nie doszło do większego zbliżenia między starszymi grupami związanymi z pisaniem i recepcją poezji a ruchem slamerskim, sami slamerzy nie wyrażają w większości zainteresowania publikowaniem swoich tekstów, być może z racji tego, że czują się performerami, bardziej niż pisarzami, jak mawia na temat występów świetny improwizator (ale też reżyser dokumentalista) Bohdan Bláhovec: „Sam musisz stać się tym wierszem”.


Trudno mi zrozumieć, dlaczego do tej pory nie dorobiliśmy się w Polsce naszej dużej, ogólnokrajowej imprezy z systemem eliminacji i hucznym finałem połączonym choćby z koncertami, warsztatami i panelami dyskusyjnymi. Tym bardziej, że już w tej chwili mamy wielu zawodników rozsianych po wszystkich większych miastach kraju. Trudno jest co prawda przewidzieć w jakim kierunku tego rodzaju inicjatywa zaprowadzi polski slam, ale na pewno pozwoli skrystalizować się czemuś, co będzie w końcu można tak nazywać. Porównując z czeskim nastawieniem na jasność przekazu i dowcip oraz amerykańską muzycznością i zaangażowaniem, polski slam może wyróżniać się właśnie jako bardziej ambitny literacko, przynajmniej wnioskując z faktu, że większość slamerek i slamerów nie rezygnuje z planów wydawania poezji na papierze, nie zaniechując celu, by być jak najlepszymi performerami. Takim działaniom powinna przyświecać też nadzieja, że w przyszłości nie powtórzy się odpowiedź, jaką w jednym z poznańskich gimnazjów, na pytanie o „skojarzenia z poetą”, otrzymała Barbara Klicka. Brzmiała ona: „poeta nie żyje”.

1Wywiad z Allenem Ginsbergiem, CBS News, Nowy Jork, 01.29.1997, za: Poetry slam. The Competitive Art of Performance Poetry, red. Gary Mex Glazner, San Francisco CA: Manic D Press 2000, s. 12.

Maciej Mikulewicz