Slamoteka V – Rozmowa z Billem Moranem – slamerem i muzykiem z Teksasu

Rozmowa z Billem Moranem, slamerem i muzykiem z Teksasu, który w maju 2017 rusza w swoją pierwszą trasę europejskich występów i warsztatów, zawędruje także do Poznania, gdzie weźmie udział w Festiwalu Poznań Poetów.

Maciej Mikulewicz: Gdybym miał okazję odwiedzić jeden z amerykańskich turniejów slamerskich, to który byś polecił?

Bill Moran: Jest ich tak wiele! Świetnie bawiłem się podczas National Poetry Slam (Boston 2011, Charlotte 2012 i znów Boston 2013), a słyszałem bardzo wiele dobrego na temat regionalnego slamu Rustbelt czy ogólnokrajowego młodzieżowego slamu Brave New Voices. To z pewnością są turnieje, na których należy się pojawić, jeśli chce się wskoczyć na głęboką wodę amerykańskiej sceny slamowej i spoken word, a także zobaczyć i usłyszeć na żywo poetów, na których wcześniej natrafiało się na Youtube czy w druku. Jednakże moje ulubione turnieje to Texas Grand Slam Poetry Festival i Southern Fried Poetry Slam. Jestem tu trochę stronniczy, bo NGO, którym kierowałem, jest jednocześnie organizatorem TGS, a Southern Fried gromadzi zazwyczaj wszystkich moich fantastycznych poetyckich przyjaciół z południa (Teksasu, Luizjany, Florydy itd.). Te dwa turnieje to w mojej opinii jedne z najlepszych doświadczeń slamowych, jakich można zażyć w USA. Są stosunkowo krótkie i małe w porównaniu z największymi wydarzeniami, ale na przestrzeni kilku dni wypełnione genialną i odważną poezją, serdecznymi, życzliwymi ludźmi oraz wieloma okazjami do zapoczątkowania długotrwałych przyjaźni. Właśnie te turnieje odwiedzam, kiedy potrzebuję poczuć wyraźny kontakt z twórczością – przypomnieć sobie, dlaczego zajmuję się właśnie taką pracą, poczuć znów podekscytowanie pisaniem i występowaniem, aby korzystać z hojności organizatorów oraz by świętować poezję z innymi, równie oddanymi temu rzemiosłu ludźmi, a także po to, aby podnosić na duchu i wspierać innych poetów. Nie bez powodu początkujący twórcy jak i weterani zlatują się z całego kraju do Teksasu i innych południowych stanów, żeby brać udział w tych festiwalach.

Zadaję to pytanie regularnie, także nie upiecze się i tobie. Czy zdarza ci się improwizować podczas występów? Czy improwizacja gra jakąś rolę podczas amerykańskich turniejów?

O tyle, o ile się orientuję, na amerykańskich scenach slamerskich improwizacja pojawia się od czasu do czasu, ale o wiele rzadziej niż około dekadę temu. Jest co prawda grupka amerykańskich slamerów, którzy znaleźli się na slamowej scenie poprzez hip-hop czy teatr, więc potrafią przeszczepiać te elementy do swoich występów – posiłkując się czasami słowami albo tematami podrzuconymi przez publiczność i włączając je do swojego freestyle’u, w innych wypadkach opierając się na udziale publiczności albo odnosząc się do innych wierszy przeczytanych wcześniej tego wieczoru. Na improwizację łatwiej natrafić podczas lokalnych, małych slamów. Podczas dużych regionalnych i ogólnokrajowych turniejów, albo w nagraniach publikowanych w sieci, performatywna strona wierszy wydaje sie spoczywać bardziej na treści tekstu, jak na rusztowaniu. Kładziony w nich nacisk oddala się od rozrywki, a idzie w stronę narracji osobistej, polityki tożsamości, pisarskiego rzemiosła itd. – poza tym myślę, że zwyczajnie w grę wchodzą zbyt wysokie stawki, aby pozostawić występ samej spontaniczności. Chociaż ja, osobiście, ucieszyłbym się widząc więcej improwizacji – bo uważam, że może ona działać dobrze jako ucieleśnienie motywu beztroski, wrażliwości czy bycia w procesie stawania się.

Koncepcja „stawania się” albo „ja” wiersza zrzucającego skórę i stającego się czymś nowym, pomimo pozostawania w swoich własnych ramach, są dość trwałym tematem powracającym w mojej pracy, no i staram się wnosić trochę elementów improwizacji do swoich występów. Moje wiersze często zawierają roztargnione słownictwo i opozycje między dźwiękiem a ciszą, potykanie się o słowa, powtórzenia, poprawianie samego siebie – i w tych otwartych miejscach bawię się słowami, które napisałem wcześniej. W moim wierszu Godsalt, na przykład, nieustannie sobie przerywam przypadkowo wtrącanym słowem „salt” („sól”). To w tych momentach, w których wydaje się, że utknąłem na danym słowie i nie jestem w stanie kontynuować tekstu (to metafora dotycząca tkwienia w żalu i niepokoju, niemożności przekroczenia wyjątkowej traumy lub utraty), bawię się rytmem i wprowadzaniem ciszy. Mogę np. usiąść bez słowa albo powtarzać się raz lub tysiąc razy, zależnie od tego, co wydaje mi się akurat właściwe i zależnie od publiczności. Dlatego coraz częściej stosuję taki rodzaj improwizacji w ramach przestrzeni bardzo precyzyjnie nastrojonych i spisanych scenariuszy.

Chciałbym zapytać cię o twoje doświadczenie jako slamera. Rozumiem, że jest to w twoim wypadku wybór zawodowy? Jakie są twoje największe osiągnięcia w tej dziedzinie?

Myślę, że opisałbym slam i poezję spoken word nie tyle jako wybór zawodowy, a jako coś, w co wpadłem i stopniowo zamieniam w jakąś karierę. Zaczynałem od czytania moich tekstów przed publicznością, ponieważ się ze mnie wylewała – miałem tak wiele do powiedzenia, a mój lokalny open mic zapewnił mi natychmiastowy i dostępny sposób, żeby ją wyrazić i nadać jej życie poza kartką papieru. Wszystkie cztery lata szkoły średniej spędziłem w zespole death metalowym i, po naszym rozpadzie, potrzebowałem jakiegoś sposobu na dzielenie się moją twórczością. Spoken word dostarczył mi niespodziewaną, ale życzliwą i inspirującą scenę, gdzie mogłem to robić, i to wyrosło stamtąd.

Moje największe osiągnięcia w dziedzinie poezji performatywnej – albo raczej te, które odczułem jako wielkie w danym momencie, i były dla mnie osobiście bardzo ważne – to byłyby oba razy, kiedy wygrałem Austin Poetry Slam, wydanie mojego pierwszego albumu ze spoken word i muzyką, pierwsze występy zagraniczne, i te kilka razy, kiedy fani zrobili sobie tatuaże przedstawiające moją poezję. W tych chwilach zdawało mi się, że śnię, że są to takie ogromne świecące neony, mówiące: „Te twoje dziwne wierszyki są większe niż ty sam, Bill! Masz odpowiedzialność, żeby nadal wypuszczać swoje słowa w świat!” Mając to wszystko w pamięci, ta trasa ma szansę stać się moim największym osobistym osiągnięciem do tej pory. Rozpocznie się w niecały tydzień po zdobyciu przeze mnie tytułu magistra w dziedzinie poezji [masters degree in poetry], będę występował w zupełnie nowej i innej części świata, będę łączył ze sobą niektóre eksperymentalne i abstrakcyjne elementy mojej twórczości i myślę, że będę miał poczucie, bardziej niż kiedykolwiek dotychczas, że faktycznie zawodowo zajmuję się tym, co kocham. Zawsze chciałem zobaczyć tę część świata, i jestem ogromnie szczęśliwy, że moja twórczość, wraz z jej fantastycznymi odbiorcami i ciężko pracującymi organizatorami, zabiera mnie właśnie tam.


Bill Moran (ur. 1988) – pochodzący z Teksasu poeta, slamer i muzyk, zwycięzca Austin Poetry Slam w 2012 i 2013 r.; autor tomu Oh God Get Out Get Out (2017) oraz współautor wreck / age: an odd little book (2015). Występował i prowadził warsztaty slamerskie na terenie USA, w Australii i Azji Południowo-Wschodniej.