Marta Koronkiewicz – Strategia ciepłej pani [rec. Ż. Gorzka „Lekko zdenerwowany awatar wybiega z łazienki około północy”] (01.2021)

Strategia ciepłej pani

Żaneta Gorzka, Lekko zdenerwowany awatar wybiega z łazienki około północy, Wydawnictwo j, Wrocław 2020, s.48

Debiut poetycki Żanety Gorzkiej – tom Łokieć jelenia – przyszedł jakby znikąd, niczym nie zapowiedziany, bez wcześniejszego wydeptywania sobie miejsca (przez konkursy, publikacje w czasopismach, wszystkie te stałe elementy). Książkę wydano w ramach selfpublishingu, autorka nie była nikomu znana, dodatkowo chowała się za pseudonimem, zamiast zdjęcia znaleźć można było jedynie nieporadny „rysunek profilowy”, w roli biogramu pojawiała się tylko jedna fraza: ta ciepła pani. Strategia pisania zza takiego parawanu oczywiście zwróciła uwagę w środowisku, ale byłoby to bez znaczenia, gdyby nie fakt, że te wiersze znikąd czytało się zaskakująco dobrze, z poczuciem trafienia na coś dziwnego, innego, niepodobnego do popularnych dykcji. Nawet jeśli nie wszystkie trafiały równie celnie, było w tej książce coś bezczelnego i autentycznie zabawnego zabawnością specyficzną i nie bardzo częstą w poezji. I jeśli Gorzka deklaruje, że „Łokieć” jest książką, zdaniem autorki, zaczepną, to ma rację. Zaczepne niewątpliwie jest także wydanie tuż po takim debiucie, zauważonym, ale nie bardzo opisanym (nie licząc oczywiście recenzji wiecznie wyglądającego nowości Rafała Gawina z łam „Stonera polskiego”), drugiej książki – w tym samym roku! Tom nosi tytuł Lekko zdenerwowany awatar wybiega z łazienki około północy, tym razem wydało go prawdziwe wydawnictwo – Wydawnictwo j pod wodzą Jacka Bieruta – i towarzyszą mu blurby, m.in. Dominika Bielickiego i Piotra Janickiego. Co dowodzi, że coś z tą Gorzką będzie na rzeczy.

Lekko zdenerwowany awatar… składa się z elementów różnokształtnych, zgodnie z założeniem autorki, która deklarowała w wywiadzie: „Zabieg (nazwijmy go zamysłem) był jeden: napisać rzecz odległą od Łokcia. Udowodnić sobie samej, że umiem i prózkę poetycką trzepnąć, i kawałek sztuki poetyckiej wyprodukować, i umiem na poważnie, jak trzeba, i dam sobie radę z dłuższą formą poetycką (patrz: poemat). Rzeczywiście mamy tu i miniatury, i wyimki dialogowe, i prozy, i zamykający książkę wielostronicowy utwór Kosmos cię chce: poemat. Całość jednak jawi się jako rzecz spójna i przemyślana dzięki dwóm podstawowym chwytom. Pierwszym jest operowanie proporcjami – Gorzka zestawia krótkie wiersze czy wręcz jednolinijkowce z długimi ponad konwencję tytułami, przeplata formy mniejsze i większe, rozwijając w tych drugich wątki zasygnalizowane w pierwszych; nie stosuje się do pewnych standardów objętościowych (już w samym tytule książki). Zabieg ten skutkuje swego rodzaju groteskowym zniekształceniem, które, zgodnie z działaniem groteski, ma oczywiście efekt humorystyczny. A humor to drugi spajający tę książkę środek. Jest to humor bardzo specyficzny, obecny także w debiucie, stanowiący ewidentnie sygnaturę autorki, która przy jego pomocy tworzy także swoją personę w wypowiedziach pozaliterackich. Na ową specyfikę składa się kilka różnych elementów. Pierwszym byłoby upodobanie do anachronicznej i dość kampowej figury bohaterki kobiecej: młodej, dziarskiej, roztrzepanej, wygadanej, lekko pyskatej, pannicy jakiejś wiecznie w biegu i lekkim pomyleniu. Przekłada się ono na dobór słownictwa, odczuwanego dzisiaj często jako nieaktualne, niemodne, niby obecne w obiegu, ale jakoś może trochę obciachowe (por. „Leżę ci ja sama/ na wznak za oknem ciemnawo/ jakoś w pokoju nie lepiej jakoś/ i myślę o tej spryciuli nocce co/ to swym niebosiężnym jęzorem zlizała przed chwilą resztki/ z dnia” – Śliczniutki nokturnik;(Świt przysoliwszy nocce z bańki zasiadł okrakiem/ na horyzoncie jak jakiś faraon (Ptah XXII))” – Notatka z frontu poetyckiego). Podstawowym jednak wyznacznikiem owego humoru jest jego absurdalność, bazowanie na dziwności, odrealnieniu, a czasem po prostu jakaś nieśmieszność doprowadzona do poziomu, w którym zaczyna śmieszyć (por. Mój pan woła na mnie/ Bertolt Brecht.// (Pamiętam radę dziadka: nerwy szkodzą/ na futro).// Dlatego się nie denerwuję/ na mojego pana i merdam do niego/ często.// (Pamiętam radę babci: chihuahua nie mają/ futra.), Jestem psem).  Jeśli by chcieć osadzić jakoś tę kombinację w aktualnym polu poetyckim, należałoby polecić czytelnikowi wyobrazić sobie tempo i rytm zdań Justyny Bargielskiej połączone z liryzmem przaśności Dominika Bielickiego i odlotami Piotra Przybyły. Nawet jeśli nie w każdym wierszu Gorzka osiąga równie udany efekt, to sam kierunek, samo narastające w trakcie lektury wrażenie wydają się prawdziwie obiecujące. 

Najważniejsze pytanie, jakie wobec owej obietnicy należy zadać, brzmi: co jest tu stawką? W Lekko zdenerwowanym awatarze… widać pewną niecierpliwość, żeby wybrzmieć, zadziałać, podejść czytelnika efektywnie i efektownie, zwrócić na siebie uwagę, i to wszystko się mniej więcej udaje (więcej niż mniej). W ponowionych lekturach to, co wydawało się ryzykowne, nadal się nie do końca oswaja, żarty się nie spłaszczają pozbawione efektu zaskoczenia. Dużo tu miejsc tajemniczych, przebiegów ewidentnie znaczących i odsyłających do konkretnych sytuacji czy zdarzeń, ale równocześnie hermetycznych, oczekujących ostrożnych, uważnych, pracowitych lektur.  Z tego powodu nie zawsze jasne są tu cele. To nie zarzut – to raczej ciekawość, o co Żaneta Gorzka w kolejnych projektach będzie chciała grać.