Marta Koronkiewicz – Kosmiczny splin [rec. A. Adamowicz „Nebula”] (02.2021)

Jedną z krążących po Internecie historii na poprawę humoru, z gatunku Faith in humanity restored, jest relacja z prób nawiązania kontaktu z marsjańskim łazikiem Opportunity po tym, jak trafił on w środek kosmicznej wichury. Ostatnia wiadomość, jaką przesłał na Ziemię, zanim kontrola wysłała mu polecenie ograniczenia zużycia energii, miała brzmieć My battery is low and it’s getting dark – opublikowana w formie tweetu zdobyła masową widoczność, wywołała wyrazy żalu, potrzeby niesienia pomocy (adresowanych np. do Elona Muska), powstawały grafiki, rysunki i T-shirty przedstawiające samotnego, gasnącego łazika. Oppy, nazywany tak pieszczotliwie przez zajmujących się nim badaczy, nie nawiązał ponownie kontaktu z ziemską centralą. Owa centrala nie poddawała się jednak, badacze jeszcze przez osiem miesięcy wysyłali do łazika „budzące” sygnały, liczyli, że robot się podniesie. Gdy musieli już uznać, że to się nie stanie, w ramach słynnego dziś gestu pożegnalnego zagrali mu piosenkę I’ll be seeing you, w wykonaniu Billie Holiday, z ostatnią zwrotką brzmiącą: I’ll find you in the morning sun / And when the night is new / I’ll be looking at the moon / But I’ll be seeing you. W całej tej historii wzruszające są oczywiście przywiązanie i nieustępliwość badaczy, traktujących łazik z czułością, miłością wręcz, jakby był żywym istnieniem. Przykład troski, do jakiej zdolny jest człowiek wobec dowolnego, odruchowo przez niego antropomorfizowanego bytu.

Ten przydługi wstęp naprowadza nas na jeden z najciekawszych mechanizmów, które w swojej najnowszej książce uruchamia Anna Adamowicz. W wierszu cele nawiązuje ona do historii Opportunity:

cele 

My battery is low and it’s getting dark.
Ostatnia wiadomość łazika Opportunity do NASA (tak naprawdę to nie) 

och, Opportunity, łaziku, szczeniaczku zagubiony
w największym możliwym sandboksie, opowiedz nam, 
zamkniętym w klateczkach, co daje stopniowo gasnący 
krajobraz, co przynosi powolny spadek energii 

och, eksploratorzy, ludziki, szczeniaczki, zagubieni
w najmniejszych możliwych klateczkach, opowiem wam 
ja, zamknięty w sandboksie, co widzę z dystansu, gdy 
gaśnie krajobraz, co mówi przeczucie, gdy spada energia 

ciemna materia nie emituje ani nie odbija 
promieniowania elektromagnetycznego 
jej istnienie zdradzają jedynie
wywierane przez nią efekty grawitacyjne 

Pierwsza strofa zawiera apostrofę do łazika, marsjańskiego „szczeniaczka”, nieco nawiązującą do masowego internetowego poruszenia, ale znacząco przesuwającą akcent. Ci, którzy zwracają się tu do robota, nie tyle mu współczują, ile współczują sami sobie – „zamkniętym w klateczkach” – i pytają (pytanie tendencyjne) o ewentualne korzyści z zanikania. W drugiej strofie, paralelnie zbudowanej, Opportunity odpowiada, a dokładniej – zapowiada, że odpowie, zwracając się do ludzi tym samym pieszczotliwym określeniem „szczeniaczki”. Robot z przedmiotu czułości i sentymentu przechodzi w ich podmiot, udziela ich ludziom. Udziela jednak oszczędnie – ostatecznie, w strofie trzeciej, formułując odpowiedź na pytanie, nie tyle nawet oschłą, co techniczną, informacyjną (poszczególne zdania to lekko dostosowane cytaty z Wikipedii), prawdziwą, ale obojętną na uczucia odbiorcy. Chociaż więc Adamowicz przywołuje w motcie ową powtarzaną wersję ostatniej wiadomości wysłanej przez Opportunity, od razu dystansuje się od niej dzięki uzupełnieniu w nawiasie. I rzeczywiście – łazik faktycznie przekazał sygnał niskiego poziomu baterii, a także informację o bardzo ciemnym niebie (poziom jasności typowy dla marsjańskiej nocy, ale w marsjański dzień); znana wersja jest jednak „poetyckim przekładem” tych danych sformułowanym w reakcji na wiadomość podaną przez NASA, jej autorem jest dziennikarz Jacob Margolis. W wierszu Adamowicz odchodzi od takiego rozumienia „poetyckości” kosmicznych komunikatów. Antropomorfizuje robota nie po to, by stał się pojemnikiem na nasze uczucia, ale by mógł być źródłem informacji. W ostatniej strofie Opportunity opisuje ludziom, jak wygląda nic. Bezceremonialnie – „niewinnie bez serca i z daleka”, jak to było u innego poety – opisuje im ich przyszłość.

Adamowicz w Nebuli nawiązuje do ogólnego tonu emocjonalnego obecnego w jej poprzedniej książce, Animaliach, ale go nie powtarza. Wyraża niechęć do ludzkości, tym razem jednak jeszcze bardziej wyzutą z nadziei na poprawę naszej zbiorowej kondycji. Przeciwnie, pojawiają się tu niemal entuzjastyczne momenty nadziei odwrotnej, nadziei na faktyczny koniec gatunku ludzkiego. Mniej też gniewu, którego nie ma właściwie już wcale (a i w Animaliach był przecież stonowany). Poetka kontynuuje tym samym projekt katastrofizmu bez strachu, katastrofizmu nieśmiało bojowego, tym razem w centrum swojej uwagi stawiając nie zwierzęta (choć nadal sporo się ich pojawia), a roboty i kosmos. 

Kompozycja tomu nie jest nadmiernie usztywniona ani konwencjonalna, a jednak sprawia wrażenie precyzyjnej. Oprócz pojedynczych wierszy znajdziemy tu formy dłuższe: rozbity na części poemat Gagarin: voice_note(01-06).m4a, cykl sci-fi oraz cykl kipu; jest też krótka seria trzech jednolinijkowych wierszy-pytań do Paula Celana. Ułożone nie jedna po drugiej, ale przeplecione, podkreślają spójność książki, nadając jej też lekkości, płynności, a nawet budując suspens czy poczucie niespodzianki (jak wówczas, kiedy nie bardzo udane w pierwszym odbiorze Pierwsze pytanie do Paula Celana okazuje się jednak intrygujące i dowcipne, gdy czytelnik odkrywa parę stron dalej, że jest też Drugie pytanie do Paula Celana i zaczyna się już spodziewać „Trzeciego pytania do Paula Celana”). 

W poemacie, którego centralną postacią jest Jurij Gagarin, Adamowicz ze szczególną sprawnością i swobodą łączy wszystkie wątki, emocje i tony całej książki. Formalnie mamy tu do czynienia z notatkami głosowymi, które dryfujący w przestrzeni kosmicznej radziecki bohater formułuje sam dla siebie. Mieszają się więc zdania dokumentujące wykonane czynności, obserwacje, adnotacje dla pamięci, oznaki majaczenia: 

Gagarin: voice_note02.m4a 

być elektronem, nie znać własnej prędkości 
nie znać własnego miejsca 

pamiętać: psy mają zęby 

pisk sputnika 
płacze? 

czasami nazywasz się Głód 
czasami nazywasz się Szpik 

jedno z oczu ropieje 
pamiętać: poproś o krople 

poproś o kocyk

proszę cię, Waliusza, nie umrzyj ze smutku 

obniż temperaturę, wosk się topi 

żuchwa wypadła mi ze stawu 
ale ją naprawiłem
a szybkę skleiłem srebrną taśmą 

zjadłbym jajko faszerowane 

Chociaż Gagarin faktycznie przebywał w kosmosie jedną godzinę i czterdzieści osiem minut, w poetyckiej wizji został w nim na dobre, na granicy jawy i snu (kometa rozcięła mi łuk brwiowy / kiedy chciała mnie pocałować), życia i śmierci (kabina się rozszczelnia / powtarzam, kabina się rozszczelnia), jako zbiorowe wyobrażenie kosmicznej samotności. W adnotacji umieszczonej na ostatniej stronie książki, autorka dziękuje pandemii wirusa SARS-CoV-2 za podarowanie wolnego czasu niezbędnego do zakończenia prac nad książką. Pandemia koronawirusa i jej złożone społeczne skutki będą niewątpliwie dochodzić do głosu w poezji najbliższych lat, już można odnotować pierwsze przykłady ‒ trudno powiedzieć, na ile udane. Poemat o Gagarinie wydaje się jednak znakomitym przetworzeniem przede wszystkim dziwności tego czasu, swoistego zawieszenia, dryfowania w nieznanej przestrzeni, poczucia zagrożenia o niedookreślonym kształcie. Że jest to także temat tego utworu, widać po anachronizmach czy słowach kluczach: pamiętać: wycofaj subskrypcję Netfliksa, pamiętać: zamówić teleporadę u dentysty. Pułkownik Gagarin nagrywa notatki, bo w odróżnieniu od majora Toma nie ma kontaktu z Ground Control – może nigdy go nie miał, a może po prostu ją przeżył. W ten sposób Adamowicz nawiązuje do tematyzowanego po wielokroć w książce problemu dokumentowania, utrwalania przekazu i wiedzy (stanowiącego dominujący wątek w cyklu kipu – tytuł to nazwa pisma węzełkowego stosowanego w kulturach południowoamerykańskich), ale zwłaszcza wiedzy „nieadresowanej”, przekazu dla informacji – nie dla adresata. W tym kontekście czytać daje się kolejny wiersz o marsjańskim łaziku, tym razem Perseverance:

błyski 

Explore As One. 
Wiadomość umieszczona w łaziku Perseverance 

mam piękny rentgenowski fluoroscencyjny spektrometr 
mam piękne kamery panoramiczne i stereoskopowe
mam piękny radarowy przetwornik obrazu podpowierzchni 
mam piękny analizator dynamiki środowiska 

mam aparat do robienia selfie 

jestem misją ratunkową 

Perseverence nadal jest w drodze na Marsa, lądowanie przewidziano na 18 lutego 2021. Prace nad konstrukcją kończono w trakcie pandemii i izolacji; łazik zawiera plakietkę upamiętniającą wysiłek pracowników medycznych w walce z covid-19. Oprócz tego wiezie ponad 10 milionów imion i nazwisk osób, które skorzystały z oferowanej przez NASA możliwości „wysłania ich w kosmos”. Jego celem będzie studiowanie powierzchni planety, zbieranie próbek skał, poszukiwanie śladów dawnego życia. Co więc i kogo ratuje lub ma ratować Perseverance? Ludzkość, poprzez ewentualne przybliżenie nas do skolonizowania Marsa? Ludzkość, przez samo dawanie jej nadziei na skolonizowanie Marsa? Czy może świat, przez dawanie ludzkości nadziei na skolonizowanie Marsa; przez którą ci, którzy mogliby to robić, nie ratują ludzkości przed wyginięciem? I pytanie pochodne: do kogo mówi wyposażony w wierszu w głos łazik? Komu się chwali? Z kim jest, ma być, będzie As One?

W drugiej części cyklu sci-fi wizja robotów przejmujących kontrolę nad światem i niszczących ludzkość także jest w pewnym sensie wizją ratunku: roboty zabiorą nasze talerze z obiadem i oddadzą biednym / roboty wygrają z nami w warcaby pokera szachy i go / a potem nie zabiorą postawionych pieniędzy / roboty zabiorą nasze samochody i zaczną nimi jeździć / bezpieczniej niż my kiedykolwiek. To ratunek dla lepszych cech ludzkości – które chętnie widzi ona w tym, co nieludzkie, a przez nią stworzone („szczeniaczki”) – ale nie dla samej ludzkości. 

W tym miejscu otwiera się szersze pytanie o to, co lub kogo – i dla kogo – pozwala zachować/przechować eksploracja kosmosu. To o tyle ciekawe, że odważne, utopijne odpowiedzi na to pytanie stały u podstaw radzieckiego programu kosmicznego, szczególnie dla Adamowicz w tej książce ważnego (ważniejszego niż amerykański). Ruch bolszewickich biokosmistów deklarował jako swoje hasło „nieśmiertelność i międzyplanetarność” – przekroczenie śmierci przez podbój kosmosu. U Adamowicz, zainteresowanej w równym stopniu niesporczakami co ludźmi, ten temat powraca, ale jak dokładnie się wobec niego poetka sytuuje, to kwestia do osobnego omówienia.

Nebula jest najbardziej dojrzałą, najswobodniej poprowadzoną książką Adamowicz. Widać tu wyraźny koncept, ale widać też, że nie paraliżuje on autorki. Nowością jest humor inny niż ironia, nadający tomowi pewnej lekkości (nie w sensie efekciarstwa, raczej przeciwnie – nie czujemy, że coś tu obliczono na efekt, dowcipne momenty pojawiają się jakby same dla siebie, kiedy mówiący ich potrzebuje, mimochodem). Mimo znanego już z Animaliów dążenia do wysokiej komunikatywności, językowej klarowności tomu zdarzają się też momenty lekko zagadkowe albo wieloznaczne – również niewdzięczące się do czytelnika, sygnalizujące mu jedynie, że mowa o rzeczach, co do których nie ma pewności. (Dwa przykłady obu chwytów, oba z poematu o Gagarinie: śnił mi się Mały Książę / pobiłem go, bo mnie wkurwiał, zaciąłem się przy goleniu / nie jestem pewien, czy specjalnie). Przede wszystkim zaś jest Nebula książką na wiele sposobów, na wielu poziomach i w najlepszym sensie aktualną. Jeśli debiutanckim Wątpiom zarzucałam w recenzji dla Ósmego Arkusza przede wszystkim brak odniesienia do szeroko pojętego „teraz”, to w nowym tomiku Adamowicz poradziła sobie z tym problemem znakomicie.

Anna Adamowicz, Nebula, Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2020, s. 40.