Cukry złożone to zdecydowanie najbardziej konceptualny z trzech wydanych do tej pory tomów Szymona Szwarca. Warto podkreślić to od razu, bo przyjęta przez poetę metoda – bazująca przede wszystkim na kontaminacji związków frazeologicznych, swobodnym oscylowaniu między konkretem a abstrakcją, stosowaniu modyfikujących sens zdania przerzutni oraz homonimii – prowokować może skojarzenia z grą słowną i nieufnością wobec języka spod znaku poezji lingwistycznej. To jednak nie język jest bohaterem tomu – przynajmniej nie on jeden. Szwarc porusza się pomiędzy różnymi tematami, począwszy od niepokojów społecznych kryzysowego roku 2020 ([CHCIAŁEM protestować], [CHCIAŁEM spacerować]), poprzez doświadczenie utraty (Garażu), kondycję małomiasteczkową (Peronu), odczucia narodowe (#) i złożoność stanów emocjonalnych (Słoneczko), na stosunku ludzkiej i kosmicznej perspektywy kończąc (Kosmos). I choć przez cały czas tematyzuje rolę słowa – tak w poezji, jak i w codziennej komunikacji – przedmiotem jego refleksji jest nie tyle język, ile raczej jego własne doświadczenie języka i konsekwencje, jakie ma ono dla jego poezji.
Żeby się o tym przekonać, wystarczy przyjrzeć się przekształceniom, jakim Szwarc poddaje językowe prefabrykaty. Rozbijając i zderzając utarte związki wyrazowe nie stara się wcale tropić ukrytych w nich przekłamań – jego celem nie jest obnażyć fałsz, nieprecyzyjność czy ideologiczne nacechowanie bezrefleksyjnie powtarzanych na co dzień klisz słownych – lecz od razu przemieszcza się na teren idiosynkrazji; modeluje język na sobie tylko właściwy sposób i obserwuje, jakie będą tego konsekwencje:
Poddajcie adres nastroju, którego nie można uwiecznić.
Poddajcie adres ustroju, który przed chwilą się zmienił.(#)
Mocno przetworzony język ma za zadanie stworzyć odpowiedni mikroklimat dla refleksji; stanowi środowisko, w którym Szwarc może wyartykułować intuicje dotyczące upływu czasu, poczucia przypadkowości i celowości, osobliwości doświadczenia zmysłowego czy w końcu – sposobu działania wiersza. Owszem, wiele w tomie można znaleźć metatematycznych i quasi-programowych komentarzy, które odsyłają w rejony różnie rozumianego nominalistycznego sceptycyzmu i problematyzują skuteczność komunikacji:
Jest bez sensu, jest impreza, odpłynęły nazwy
rzek i gór, to miasto, jego ulice, jak? Jak to
leciało?Kto to zorganizował?
Nazwy są takie puste i nikt w nich nie mieszka.
Nikt nie przychodzi.Zdania proste są bez sensu,
zdania złożone są złożone
bez sensu.Wkładać w nie nazwy, wprowadzać się do nich,
zapładniać i sprzątać, odwiedzać sąsiadów.
Wpadać i wypadać.(Jajo węża)
Dziwi to jednak nieco i zastanawia, ponieważ nie znajduje żadnego odbicia w treści Cukrów… – choć miejscami wymagający, tom jest precyzyjny i komunikatywny. Nie znajdziemy w nim celowego zaszumiania przekazu, wsobnego hermetyzmu, tripowych odjazdów czy surrealistycznego słowotoku. Antycypację tego zainteresowania problemami odniesienia terminów można znaleźć już w Umowie o dzieło, gdzie w wierszu Zbiór pusty Szwarc zastępował abstrakcyjne i konkretne rzeczowniki literami, używanymi na wzór zmiennych w równaniu lub symboli w formule logicznej (A i/ B siedzą w punkcie Z, dokładniej/ – na ławce Ł). Ten sam sposób myślenia o nazywaniu pojawia się w Cukrach… wszędzie tam, gdzie Szwarc korzysta z cudzysłowów i nawiasów kwadratowych:
Gdzie nie spojrzę, tam spoglądam na promocję
i nie ma tam kluczy. Tam [słowo] pszczoła.
Tam [słowo] dron. Gdzie nie spojrzę,tam spoglądam na zbiory, przywiązane do siebie
rzeczy: ich brak znaczenia łączy je
w ścianę [wyrosłą z bycianią].
(Wielki głód vol. 2)
Można to po prostu potraktować jako poetycką deklarację bez pokrycia – filozoficzne dywagacje pisane trochę dla rozrywki na marginesie tomu; wiersze, w których atrakcją ma być sama pozornie skomplikowana myśl. Można też jednak pójść nieco inną drogą i spróbować zrozumieć, co Szwarc rozumie przez owo „bez sensu”.
Zacząć trzeba od zwrócenia uwagi na specyficzną konstrukcję wierszy; spora część utworów jest dość długa i złożona z wielu nietytułowanych części. O ile samą większą objętość Szwarc wypróbował już w Umowie o dzieło, nowością jest ów wewnętrzny podział. Każda z cząstek rozwija jakąś względnie domkniętą myśl lub ustanawia jakiś elementarny związek między słowami/pojęciami, ale części te stają się zrozumiałe dopiero w planie całego utworu, którego rama nadaje im sens, jednocześnie wynikając z ich zsumowania. Taka dialektyczna relacja części i całości nie jest oczywiście w poezji niczym nowym, ale u Szwarca przybiera szczególnie ciekawy kształt. Można to najlepiej zilustrować na przykładach takich utworów, jak Bojler Bób, #, Słoneczko, Ślimaki, Peronu, Garażu czy – jak poniżej – Wielki głód vol. 2:
Kukułki, raczki: złożyłem je w ziemi.
Papierek po marsie w tylnej kieszeni,
czy to ja go zjadłem? (…)*
Kiedyś jadłem prototyp kanapki.
Nie pamiętam, z czym była, ale była naprawdę
dobra, a potemnie chciało mi się już jeść,
tylko kochać.*
Papierek po marsie, w nim moja pieśń.
Pieśń o zrzucaniu cienia [kontrollo, chorrobo],
pieśń o wyparciutreści. (…)
*
Początkowo Mars był brudny i opuszczony.
Później stał się zielony i odpychająco wesoły.
Po powrocie sondy zwróciłem cukry.Początkowo Mars był mało interesujący.
Później został poddany intensywnej promocji.
Po powrocie sondy zwróciłem cukry.Odechciało mi się kochać
i wtedy znów zacząłem
jeść.(…)
*
Zwracam uśmiech na ścianę,
to nie moja własność,
to jest cudza własność.Zwracam uśmiech na ścianę,
ta ściana ma tylko jedną stronę,
ten uśmiech to była pożyczka.Nie trzeba tego pamiętać.
Po tamtej stronie ściany
brakuje ściany.Po tamtej stronie głodu
nie ma już głodu.
Nie ma już ścian.
Pomiędzy cząstkami nie ma związków ścisłej regularności (choć zdarzają się korespondujące ze sobą w różnych cząstkach paralelizmy składniowe czy powtórzenia), a każda z nich jak gdyby „od nowa” rozpoczyna liryczną narrację, biorąc jednocześnie za punkt wyjścia nawarstwione już wcześniej znaczenie, a więc – posuwa się o krok dalej w konstruowaniu całości, robiąc to jednak pod pozorem podejmowania własnego, względnie niezależnego wątku. Zasadniczą strategią pracy autora jest zaś konsekwentne i stopniowe kumulowanie sensu. W przytoczonym wierszu centralny problem, jakim jest tytułowy głód, zostaje opracowany w (co najmniej) trzech kontekstach: toposu erotycznego wymiaru łaknienia (jedzenie–kochanie), wizji obcego terytorium jako przestrzeni pozaziemskiej (Mars) oraz pytania o kierunek przepływu informacji w naszych społecznościowych oknach na świat (Facebookowa „ściana”). Każda z cząstek krąży wokół tematu, naświetlając go z nieco innej strony, choć lektura jednej z nich nie pozwoliłaby w pełni zrekonstruować funkcji poszczególnych zwrotów. Efektem tej strategii jest niezwykła lekkość i swoboda zdań, które wydają się poruszać niezależnie od kierunku wiersza, ostatecznie ujawniając swoje ścisłe z nim związanie. Sprawia ona również, że trudno właściwie poezję Szwarca cytować inaczej, niż przywołując całe utwory – a jak wspomniałem, mowa często o utworach kilkustronicowych – powyższe cytaty są wynikiem daleko idących kompromisów. Drobna nawet nieostrożność wystarczyłaby, by pójść zupełnie w poprzek intencji zawartej w wierszu.
Być może z tego samego powodu podczas lektury można odnieść wrażenie lokalnych rozrzedzeń sensu i znaczeniowej bezwładności słów. Sądzę, że to zjawisko miał na myśli Jakub Skurtys, gdy w swojej recenzji Cukrów…[1] pisał o „rozszczelnieniach i upłynnieniach”, „retorycznych piruetach”, „nieskutecznym działaniu wiersza”, „usuwaniu miejsc wzmożonej sensotwórczości” i zawieszaniu się liryki Szwarca „między próbą traktatu i kpiną”. Nie jest to jednak moim zdaniem więcej, jak tylko wrażenie, którego przyczyną może być właśnie obecność fraz pozbawionych łatwo uchwytywalnego sensu w oderwaniu od całości wiersza.
Nie podzielam więc stanowiska wrocławskiego krytyka, który za Adamem Wiedemannem określa poezję Szwarca mianem sentencjonalnej. W moim wyobrażeniu przymiotnik ten desygnować mógłby wypowiedzi literackie bogate w takie sformułowania, które łatwo odrywają się od źródłowego kontekstu i zaczynają funkcjonować samodzielnie jako z różnych przyczyn trafne czy atrakcyjne. W Cukrach… nie może być o tym mowy – w większości przypadków frazy Szwarca odizolowane od swojego miejsca w wierszu stałyby się bądź niezrozumiałe, bądź w swym dość abstrakcyjnym częstokroć kształcie zachęciłyby do przypisywania im rozmaitych znaczeń niewiele mających wspólnego z ich zamierzonym wydźwiękiem, a więc – do tworzenia na ich podstawie nowych wypowiedzi. Wyimki z tomu mogłyby być rzecz jasna w podobny sposób wykorzystane, ale w naprawdę niewielu przypadkach akt taki pozwoliłby na zachowanie czegoś więcej niż zwykła kolejność słów. Trudno nazwać Szwarca sentencjonalistą. Zgoda, że jego zdania zapadają w pamięć. To jednak złożyłbym na karb ponadprzeciętnego słuchu i wyczucia językowego, które w Cukrach… nie służą jednak wcale wytwarzaniu „potencjalnych złotych myśli”, ponieważ zgrabne sformułowania ramowane są i „neutralizowane” natychmiast właśnie przez wysoką współzależność elementów składowych każdego wiersza. Nawet jeśli czytelniczka chciałaby zachwycić się tym czy innym ładnym zdaniem, na przeszkodzie staje pojawiająca się od razu świadomość, że niemal żadne ze zdań w tomie samo z siebie nic nie sprawia – ciężko więc byłoby uznać którekolwiek za kandydata do roli obiektu zachwytu. I piszę to jak najbardziej aprobatywnie – cecha ta stanowi o przewadze poezji Szwarca nad tymi idiomami, w przypadku których wycyzelowane zdanie przede wszystkim ma za zadanie skupiać uwagę na samym sobie, nie zawsze będąc dobrze wkomponowanym w wiersz. W przypadku Cukrów… – wprost przeciwnie – mamy do czynienia z tomem niezwykle spójnym i równym, a ów medytacyjny, trochę wręcz sofistyczny ton, który prowokować może takie określenia, jak „sentencjonalność”, równoważony jest przez przemyślane i złożone struktury, w których występuje. Forma wiersza z jednej strony udaremnia próby sprowadzenia wartości fraz do ich powierzchownego powabu, a z drugiej – zabezpiecza ich na pozór chybotliwe sensy. Wiele zdań w tomie jest sexy, ale ten [s]eks jest bezpieczny. Forma chroni/ przed zniknięciem (Słoneczko).
Tytułowe cukry złożone metaforyzują być może tę właściwość tomu, wokół której od początku krążę. Że wiersz, podobnie jak związek chemiczny, jako całość wykazuje własności nieprzynależne jego częściom, to wiadomo. Warto może byłoby jedynie zatrzymać się na chwilę przy konkretnej substancji, którą wybrał Szwarc. W wyniku łączenia się w dłuższe łańcuchy cukry proste tracą pewną swoją właściwość, jaką jest subiektywnie odczuwana przez człowieka słodycz. Czy miałoby to być wezwanie do podejrzliwego traktowania mniejszych części składowych tomu? Taki wniosek nasuwa sama lektura, choć powstrzymałbym się przed doszukiwaniem się u Szwarca pustych przebiegów języka, zawieszenia komunikatywności, upłynnienia znaczeń czy jakichkolwiek operacji z zakresu postrukturalistycznej podejrzliwości wobec relacji znaczącego i znaczonego. Bliższe prawdy byłoby chyba stwierdzenie, że Szwarc potencjał wytwarzania najbardziej przekonujących znaczeń lokuje na poziomie większych struktur kompozycyjnych. Jeśli przewijającą się w tomie figurę słońca/światła potraktujemy jako metaforę komunikacji poetyckiej, podobną konkluzję wysnujemy z wersów: Albo może wiem,/ że gdy spojrzę prosto w słońce,/ to nic nie zobaczę (#). Oglądany „z bliska” wiersz oślepia (słońce wali na oślep/ i bez związku); odbierane z dystansu jednak poszczególne frazy oświetlają się nawzajem. Idea utworu poetyckiego jako niezależnej całości obdarzonej naddatkiem energetycznym, w pewnym sensie „obojętnej” na odbiorcę, pozostaje w zgodzie z wizją jego samocelowości, zasygnalizowaną już w pierwszym, nietytułowanym wierszu w tomie poprzez ironiczne odwołanie do – stanowiącej jej przeciwieństwo – perspektywy „bezsensownego”, bo sprowadzonego do towaru wiersza:
ŚWIATŁO mieli już tylko
po to, żeby za nie płacić.
[1] Jakub Skurtys, Wasteland, „ArtPapier” 19 (403)/2020, http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=402&artykul=8085&kat=17 [dostęp: 13.05.2021].
Adam Patryka (ur. 1994) – kognitywista, kulturoznawca, krytyk literacki i teatralny. Absolwent filologii polskiej UJ. Pisuje dla „Wizji”, „Kontentu” i „biBLioteki”. Współpracuje z portalem e-teatr w ramach projektu Nowa Siła Krytyczna.