Paulina Pidzik – ur. 1986, poetka. Laureatka projektu „Połow 2017” i wielu innych konkursów literackich. Przewodnicząca Koła Młodych, działającego przy krakowskim oddziale Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Prawnik. Doktorantka w Katedrze Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
(znów: sosna sarna)
znów wybiec
z siebie drżenia poranionej skóry postrzelonej
sarny przekroczyć granicę
wrócić nosić jak otwartą
ranę ciszę lasu
(mszyce)
już podnoszę głowę unoszę palce z krawędzi
szpitalnej szafki zbierają okruszki pod opuszkami
drobne mszyce martwe ciała choć może jeszcze
ciepłe (może zbyt małe by objął je chłód przechodzą
w ziarnistość światła stają się jasnym drganiem powietrza
w płucach) czuję już
kres
(może) tak właśnie przychodzi
w strzępkach drobinach grudkach ziemia
zawsze znajduje drogę
(nasiono)
rdzewieją mi pola wkoło ciało znosiłam za szybko zużyłam
sny zasiej we mnie nasiona zabierz w ramiona
drzew niech sypią deszcze złotych liści
zalążków (choć wszystko co może rozkwitnąć
każdy pąk już teraz zawiązany)
nigdy nie zapytam (choćby nawias chronił najbardziej
ściszał głos do szeptu ciszy) czy gdy wychodziłeś płakałeś
ile kropli wsiąkło mórz zmieściło się w odległości do i od
w oczach zamyka i nie ma jej mówimy
w trzeciej osobie odmieniamy choć nie odróżniamy
od mgły i blizn skóra tak cienka jak papier prześwitującą
jak słowa zamyka w bladej dłoni ściska
oczy i nie ma
jej
(wyjście)
te klisze się kończą
to ciało się nie mieści w skali
bólu (rozpisujemy od jeden do ciemności)
te rzędy łóżek rytualne obchody jednostki
chorób historie wchodzą mi
prosto przez wkłucia do obiegu
naczynia niosą głosy (mieszkają w niej
nocą wszystkie zwierzęta gdzie ukrywa je
świt czy choroba zabiera?) blizny
biegną dokładnie po liniach
blizn
nie należysz już do tego miejsca
choć na kliszy naświetlone wyniesiesz w sobie jak las
zamknięty w słoiku będziesz głaskać kruche brzegi tulić
mówić za nią te głosy podzielone na role
jesteś
sarną ja wilkiem