Maciej Filipek – ur. 1982, autor książki poetyckiej „Rezystory” (2014). Publikował w pocztówkach literackich „Odry”, w Autografie i Frazie, w magazynie internetowym „Helikopter” i „Śląska Strefa Gender” oraz w almanachach pokonkursowych.
TRENAŻER DRENAŻU
Pająk rozpiął sieć.
Tylko błonę na niej rozciągnąć jak powięzia na mięśniach
i mamy schronienie nad głową.
Robacznica fika w powietrzu koziołka.
Małpka skrzydlata jeszcze ci wyjmie szluga z gęby
i pojebie garnitur zębów. Albo co.
Usiądzie na kieszeni i z rzepy na mundurze zdejmie twe nazwisko.
Z ramienia emblemat koguta 41. Bazy Lotnictwa Szkolnego.
Na furażerce dźwigam dwie, z tak wielkim trudem zdobyte,
belki jak dzban pełen zdatnej do picia wody,
który jest niesiony na głowie kobiety plemiennej.
Gwiazdkę dostanę pośmiertnie.
Ale teraz zróbmy chociaż z tych belek fałki.
Starszy sierżancie filipek, puśćcie wodzie fantazji.
Na pajęczej nici krople jak linoskoczkowie w rzędzie.
Jednego z nich zdejmuję palcem.
Tę kropelkę z lękiem.
SPŁONKA
Wojsko Polskie jest papierowe
jak łabędzie origami.
Nakrycia głowy złożone z gazety dla pokojowych malarzy.
Łódki na jeziorze nabierają wody,
a wierzba, kiedy to widzi, schyla się i płacze.
Porządnie latające powietrzne statki.
Niech zobaczą jętki, to pękną ze śmiechu.
Ja, żołnierz Wojska Polskiego przysięgam nosić w sobie szkielecik.
Gdy już mnie nie będzie weź jedną z kości i obróć z każdej strony.
Potrząśnij w garści i wyrzuć na stół. Niech wypadnie wojna.
W skórzanym worku są jeszcze splot słoneczny i myśl,
że będzie nam kiedyś razem Polsko raźniej,
tymczasem spłonko jaśniej.
ZMIANA WARTY
Między ścianą a tapczanem w izbie żołnierskiej
koty i kurz czekają, żeby cię wciągnąć jak pająk za obraz,
kiedy w szczelinę wsuniesz rękę.
Wykonałem kilka fotografii ciem na szybie.
Skrzydła złączone brzegami utworzyłyby piękne, zimne kwiaty.
Gdybyś wrzucił do mojej piersiowej klatki
świeżo ściętego astra, a klatkę zamknął szwem chirurgicznym ciągłym,
to Gottfried Benn byłby naprawdę dumny,
że ktoś poszedł w ślady jego wiersza i nie wrócił.
A jeśli podwiązałbyś mój język
i skleił usta, wówczas kwestia o śmierci
sama weźmie się w garść i wyrzuci.
WOJSKO
Kupię żonie prezent.
Albo sobie wódki.
Za nagrodę od ministra obrony narodowej.
Kupię sobie prezent,
albo żonie wódki.
Wódka ją wprowadzi w baśniowy element.
Kupiła mnie wódka.
Żona pić nie chciała,
bo jest bardzo mądra.
Dała mnie w prezencie,
wódka, a nie żona.
Wypita w ilościach potwornych
przez mojego ojca.
Dała mnie w prezencie i światu, i armii.
Gdzie schowano paragon fiskalny.
Ryga ci odpowie, ale nie łotewska.
Mój ojciec nad muszlą,
słuchał co muszla do niego mówiła.
Ryga ciebie wzywa mój mały żołnierzu.
Dlatego mnie wystawił do wyścigu szczurów?
SYF, KIŁA I MOGIŁA
Żeśmy okna umyli, więc nagle przejaśniało.
Wypolerowali kibel, na przyjazd pułkownika.
Żeśmy wyglądali jak wielkoskrzydła ćma,
gdybyś do nas zajrzał przez szybę.
Żyletką skrobaliśmy porcelanę umywalki,
by zedrzeć wzór wyszyty kamiennym ściegiem.
Jak za starych dobrych czasów króla fali.
I woda do mnie mówiła, co mówiła woda,
to się jeżył włos na głowie, gdzieś tam idzie wojna.
Co woda mówiła, to ugrzęzło w gardle.
Żeśmy froterę na podłodze zrobili taką,
aż się przestraszyłem własnego odbicia.
Po same łokcie w gównie i sikach,
na przyjazd pułkownika, który nagle zmienił zdanie.
Ile trzeba zatem czekać,
by do miejsc znów przyrosnąć brudem.