Andrzej Graul – Poetyka przegrywania (09.2018)

O Tomaszu Bąku zrobiło się głośno tuż po debiucie, gdy tomik Kanada wywołał żywiołowe zainteresowanie tomaszowieckim poetą. Jednak trzeba było czekać pięć lat na następne uderzenie, wywołane tomem „[beep] generation”. Tom wywarł w środowisku literackim spore poruszanie, jego sygnał odbił się głośnym echem. Jednak, jak w swoim tekście zauważa Łukasz Żurek, po premierze trzeciej książki, zatytułowanej „Utylizacja. Pęta miast”, zapadła niezręczna cisza.

Recepcja tomiku, od samego początku wywołuje konfuzję. Bąk otwiera książkę mottem złożonym ze słów samego Miłosza, choć bunt i rewolucja (będące tematami przewodnimi „[beep]…”) wydają się rzadko iść w parze z poszanowaniem Mistrzów. Jednak właśnie to motto: „Tobie gram, najpiękniejsze z urojonych miast/I najsmutniejsze z prawdziwych” jest kluczem do zrozumienia poetyki przegrywania, jaką – nomen omen – wygrywa nam Bąk: w kontekście Utylizacji,Miłosz mistrzowsko koduje nam tutaj potrójnie, porusza kilka wątków naraz, „gra najpiękniejsze z urojonych miast”. 

Jak zobaczymy, u Bąka gra manifestuje się jako alternatywa wygranej/przegranej; gra jako proces muzyczny, ciągłe przegrywanie, odtwarzanie i reinterpretacja samego siebie jak i klasyków; w końcu gra teatralna, emfatyczne „przegrywanie” swojej roli (tutaj w postaci czasami wręcz kliszowego, balansującego na granicy kiczu, porzuconego poety o pękniętym sercu); dalej słowa Mistrza wprowadzają nas do „urojonych miast”, zapowiadając kolejne dwa, bardzo ważne dla Bąka tematy: chorobowej ułudy i urbanizacji.

Wielopoziomowe przegrywanie poety zaczyna się w pierwszym wierszu To tu, to tym, od – poprzedzonej kapitulacją – defragmentacji w nowe, od zaakceptowania warunków wcześniej niemożliwych do przyjęcia, wyrzeczenia się przemocy i wulgarności, czyli poetyki „[beep]…”. Formą wiersza Bąk zaskakuje – regularny czterowersowiec nakazuje, by „szlifować język niczym diamentowe ostrze wyrzynarki”, co w zestawieniu z Miłoszem i następnymi miarowymi formami, jasno pokazuje reorientację poetycką i przegrywanie swojej poezji, przetwarzanie materiału (miłość) i formy  (klasyczna regularność) wcześniej przez Bąka niekoniecznie używanych.

Poeta na wstępie przyznaje się do kapitulacji, zaznacza porażkę poetyki wulgarności, buntu i przemocy. Tytułowa utylizacja rozgrywa się na przynajmniej dwóch różnych poziomach. Jak zauważyła Paulina Chorzewska, Bąk przetwarza tu materię swoich wierszy, bierze na warsztat i poddaje recyklingowi swoje własne frazy, wspomnienia, odczucia. Przegrywanie jest nie tylko porażką – jest przerobem, pewnym wzięciem siebie jako podmiotu twórczego w proces odzysku. 

Jednak, co doprowadziło do tej utylizacji, do nagłego przeformułowania tak przecież wyraźnych w pierwszych dwóch tomach założeń, do brutalnej defragmentacji poetyckiej twórczości i stanowiska wobec świata? Jakie są powody tego nagłego przerobu?

Z jednej strony odpowiedź narzucająca się podczas lektury następnych utworów wydaje się zbyt oczywista: wszystkiemu winne jest złamane serce. To właśnie przegrana miłosna, bolesny zawód uczuciowy  stanowią centralny ośrodek tematyczny pierwszej połowy tomu. W tej części poeta wciąż gra (przegrywa? Nie, raczej wychodzi zwycięską ręką) z konwencją, stosując szablonowe obrazy poetyckie takie jak spadające liście (Autumn Leaves), róże (Co nam zabrano (dziewiętnaście róż)) czy rozpadające się zdjęcia (Pęta miast). Środki te są przegrywane wielopoziomowo: jako symptomami klęski i niepowodzenia – zużyte, zostały poddane przerobowi i wykorzystane na nowo – oraz jako dość teatralna, sentymentalna, prawie-że emfaza. 

Niestety, to nie sentymentalne rozgoryczenie doprowadza do Utylizacji, która – paradoksalnie – jest siłą twórczą poetyki przegrywania. Korzenie rozpadu tkwią znacznie głębiej.

Okres pomiędzy wydaniem [beep] Generation i Utylizacji… naznaczył się tragicznym potwierdzeniem – oto młody przecież poeta przyznał się, że jego umysł ulega degradacji na skutek trawiącej go schizofrenii. Poniekąd było to już wspominane w [beep]… („zmienia się optyka po neuroleptykach”), jednak wątek ten nie wysuwał się nigdy na pierwszy plan. O swojej chorobie Bąk nadmieniał nie tylko w  wywiadach, ale jest to również bardzo mocno widoczne w pojawiających się w tomiku wierszach (Dobrze, już dobrze, Schizofrenia synchroniczna). 

Poeta o wywołanie choroby oskarża m.in. postmodernizm (Do utylizacji), jednak perspektywa poetyki przegrywania sprawia, że choroba ta nie musi być traktowana jako całkowita zguba – dla Bąka zarówno postmodernizm jak i schizofrenia zdają się (mimo swoich okrutnych, dekonstrukcyjnych przecież efektów) być kolejnym źródłem materiału przerobowego, poetyckim surowcem twórczym, motywem do przegrywania.

Oczywiście, obok Utylizacji jest jeszcze drugi człon tytułowy, czyli Pęta miast. Jak one wpisują się w powyższą myśl?

„Pęta” są ograniczeniami, pewną przeszkodą w drodze do pełnego wyrażenia się. Trzeba nadmienić, że teoria języka (obok kapitalizmu, buntu, przemian społecznych) jest problematyką często podejmowaną przez poetę. „Pęta miast” symbolizują niedoskonałość mowy, obciążonej i zniekształconej wpływami ekonomii i religii, polityki i korporacji; wyrażają pewną niemożność powrotu do naturalnego stanu pierwotnej komunikacji i poznania. Taką samą barierą jest dla nas miasto – przeciwne naturze, osaczające,  uzależniające nas więzami zobowiązań, wzniesione na propagandzie sukcesu. Zatem, skoro przez te ograniczenia bezpośredni powrót nie jest możliwy, to być może przegrywanie, będące formą pośrednią, jest sposobem na wyjście z pęt. 

Tak też, po pierwszej części wyrażającej rozpacz osamotnienia, Bąk znów powraca do znanych nam wcześniej tematów – kapitalizmu (Their helicopters sing), polityki (Nie róbmy polityki) i przeistoczonego dyskursu religijnego (Tomaszów Vortex Sutra – Bąk po raz kolejny przegrywa, tym razem pacyfistyczny poemat z lat siedemdziesiątych pióra Allena Ginsberga). Jednak poeta inaczej opracowuje te treści, gdyż poddaje je tytułowej utylizacji, przerobowi. Pragnie się z nich wyzwolić przez kapitulację i próbę redefinicji (Czym jest poezja? Wersja reżyserska), tym samym stosując recykling treści, które niektórzy „w kuluarach” uważają już za „powtarzanie się” i wtórność.

O wtórności jednak nie może być mowy. Jeśli Tomasz Bąk korzysta ze znanych już nam chwytów i motywów, to po to, by poddać je procesowi ciągłej przeróbki, w dodatku dorzucając do swojej twórczości kolejne, świeże pierwiastki, takie jak opisana wyżej, przygnębiająca perspektywa schizofrenii, czy też mocne akcenty o polityce imigracyjnej (Aleppo, No Sleep Till Kabul. Flight 222). 

Tomik Utylizacja. Pęta miast jest przykładem świetnego zastosowania chwytów postmodernistycznych: de- i rekonstrukcji, dotyczących zwłaszcza podmiotu. W tym odczytaniu cały wydźwięk, cały sens książki obracać się może wokół ciągłego przetwarzania, rozbierania, rozpadu działającego w służbie twórczości. Przegrywania, by przezwyciężyć ograniczenia, by ciągle grać nowe.

Poeta wskazuje nam, że często aby wygrać, nie trzeba walczyć, można skapitulować, poddać się, przegrać, by odsłonić swoje własne wady i ułomności. Zabrać się za ich utylizację, przeróbkę. Jeśli dostrzegamy swoje niesprawności, błędy w rozumowaniu, to nie można ich powielać, gdyż doprowadza to do wewnętrznej sprzeczności, z którą Bąk rozprawia się za pomocą rekonstruowania własnego podmiotu lirycznego, usytuowania go na zupełnie innym polu.

Na tym polega poetyka przegrywania – kapitulacja nie oznacza końca, oznacza zrezygnowanie z jednego na rzecz drugiego, ożywczą defragmentację. Utylizację starych przekonań w imię kolejnego startu. 

Przegrywanie jest procesem ciągłym, polegającym na przyznaniu się do swoich błędów i ograniczeń i do ich ciągłego przerabiania, by wytworzyć nowe, próbujące rozluźnić wiążące nas pęta. Utylizacja nigdy nie będzie ostateczna, gdyż (tą polemizującą z Miłoszem klamrą Bąk poniekąd zamyka tom, przegrywając Mistrza po raz kolejny) „koniec świata nie przejdzie”.

Na sam koniec Tomasz Bąk macha do nas warzywem z samego krańca i całkiem optymistycznie zapewnia niezgorszy finał cyklu przerobowego: 

Powiem ci tylko, że będziemy sadzić kwiaty,
bujne ogrody wytrysną spod betonu,
nasze dni wypełni sekretne życie kalafiorów,
świat, który znacie, skończy się dokładnie tak,
jak się zaczął – wybuchem okrytonasiennych,
trzask!, pstryk!, bęc!

i choć lektura tomiku całościowo  może wydawać się przygnębiająca, to dzięki niej można dostrzec, że utylizacja nie musi kojarzyć się z końcem, a przegrywanie niekoniecznie oznacza porażkę.

Andrzej Graul – ur. 1992, student trzeciego roku Kultury i Praktyki Tekstu w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się antropologią kultury, historią filozofii i geopolityką. Uciekając od bezruchu, w wolnej chwili poszukuje nietypowych odczytań.