O Luxusie Macieja Topolskiego
Na koniec idą, czyli wydany w 2017 roku debiut Macieja Topolskiego, był jedną z najbardziej zaskakujących książek poetyckich, które przeczytałem w ostatnich latach. Nie spodziewałem się po Topolskim, krytyku często zbyt chętnie ubogacającym swoje teksty językowym naddatkiem i nadmiernie obciążającym własne interpretacje nazwiskami kolejnych teoretyków czy filozofów, tomu tak precyzyjnego i oszczędnego pod względem estetycznym. Zaledwie dwadzieścia niedługich wierszy – tworzących razem spójną, rezonującą ze sobą quasi-poematową konstrukcję; wierszy zbudowanych na kilku wyrazistych, raz za razem zderzanych ze sobą motywach i tezach, wygrywanych w ramach kolejnych mikropowieści o dzieleniu się (sobą, ciałem, znakiem etc.) – złożyło się na przywodzący na myśl francuską lirykę powojenną poetycki esej, daleki jednak od prób steoretyzowania czy zaprojektowania rzeczywistości. Swoista autointerpretacja, jaką przeprowadza podmiot (w książce jedne utwory wyjaśniają i dopowiadają inne) sprawiały, że Na koniec idą można było czytać także jako tom o konstruowaniu znaczeń, powracaniu do nich, puszczaniu ich wolno oraz o resygnifikacji – kolejne wiersze zdawały się jednocześnie odpowiadać i mnożyć znaki zapytania, tworząc ostatecznie opowieść z wyrazistą puentą:
przez jego ręce idą
tłumnie rzeczy ciała
bez przystanków bez dat bez względu
na koniec idą
znaki(uchwytne)
Mimo że planowałem, nie napisałem osobnego szkicu o Na koniec idą (rekompensuję to sobie teraz, konfrontując Czytelniczkę i Czytelnika z tym gęstym w spostrzeżenia wstępem), jednak przypominam o tamtym zbiorze przede wszystkim dlatego, że wydany kilka miesięcy temu Luxus jest tomem – mimo wszelkich zauważalnych i już zauważonych przez krytykę różnic – pod wieloma względami podobnym. Jest niejako naturalną odpowiedzią na debiut, książką wynikającą z wyrażonych tam intuicji i obaw. I to niezależnie od faktu, że Topolski tematyzuje inne – z wyjątkiem zagadnień języka i znaczenia – problemy, że następuje przesunięcie gatunkowe od (bardzo spójnego) zbioru wierszy do poematu, że formalny minimalizm ustępuje tam bardziej modernistycznej, miejscami wręcz pompatycznej frazie, a językowa precyzja przechodzi gdzieniegdzie w – równie precyzyjny – remiks (re.malte jest poetycką trawestacją Malte. Pamiętników Malte-Lauridsa Briggego autorstwa Rainera Marii Rilkego).
Trudno jest mi wskazać jeden temat Luxusu: to poemat – mimo gęstości tropów i podniesionego rejestru stylistycznego – bardzo otwarty, inkluzywny, wpuszczający sporo światła i korzystający z dokładnie obliczonych „pustych przebiegów” (że posłużę się sformułowaniem Jakuba Winiarskiego). To właśnie światło i jego przeciwieństwo zdają się stanowić dominantę kompozycyjną książki, ów charakterystyczny dla Topolskiego leitmotiv, dzięki któremu autor rozgrywa kolejne znaczenia: montuje dualistyczne obrazy, jednocześnie przeczące samym sobie i otwierające się na nowe stwierdzenia. Słowo „światło” rozpoczyna i kończy tom, mimo że odnosi się ono raczej do swoistej gry świateł, przywodzącej na myśl iluzoryczność czarno-białych fotografii (Topolski jest także kolekcjonerem rodzinnych albumów fotograficznych), w wypadku których pojęcia „rozświetlenie” i „zaciemnienie” się zacierają – na zdjęciach wszystko jest bowiem jedynie zapisem światła. Warto dodać, że także tytuł i okładka także problematyzują to zagadnienie. Podsuwają bowiem dwa różne tropy lekturowe: luksus, zasugerowany także za pomocą kolorów kojarzących się z wyrafinowanymi wnętrzami – połyskliwej czerni i burgundowego; oraz światło właśnie – luks to przecież jednostka natężenia światła, a ciemne litery wypełniające niemal całą pierwszą stronę okładki, dzięki pokryciu ich błyszczącą folią, odbijają blask.
Światło zdaje się pełnić w Luxusie rolę przewodnika. Światło układa się punktowo prowadzi / wzdłuż traw – mówi podmiot na samym początku książki, by zaraz dopowiedzieć: Głupie jest / światło, które prowadzi donikąd (s. 5). Przewodnik to lichy, bo jego status w książce bierze się właściwie wyłącznie z sensów, jakie przydajemy mu kulturowo: boskiej światłości, splendoru, źródła jasności i ciepła. Ta alegoria szybko się jednak w poemacie Topolskiego kompromituje (dokładnie w przywołanym tu już dziesiątym wersie książki). Staje się światłem, które prowadzi donikąd, które zamiast cokolwiek rozjaśniać – oślepia, powoduje zagubienie, strach, ból. Najpełniej wyraża to autor w centralnej dla poematu części zatytułowanej połać, która światłem operuje także w sensie typograficznym (przestrzenność jest zresztą istotnym tamkontekstem lekturowym):
oko ześlizguje się z pasm światła
oko wchodzi na przedmioty i upada
oko plecie obraz do blasku pruje blaskduety marmury konglomeraty i
pasmo przewidzeń owija pasmo
zmęczenia dzieweczko co widzisz
widzę o panie tylko znaki nic więcej
I dalej:
mój ukochany mamił i drwiny
stroił się w światło obrączkę założył
o panie radość mnie przepełniałao świcie to było jak teraz kiedy światło
wpełza w oko tylko znaki od teraz po
wiedział że po wieki wieków znaki i światła
trwanie które oślepia o paniew ciemnościach przyszliśmy
a on mnie wziął światłem
przesłonił tak że poza nim
nie widzę już nic co jest
na świecie co jest i gdzie
W tym zbudowanym na aliteracjach i przywodzącym na myśl Trawers Andrzeja Sosnowskiego fragmencie, światło jest elementem jakiegoś złudnego trompe-l’œil – przyczyną zachwytu z jednej strony, z drugiej: źródłem opresji. Światło jest tu śliskie, iluzoryczne, jest powodem zmęczenia, wyostrzenia owych nic nieznaczących znaków, które podobnie jak blask oślepiają, biorą w posiadanie, przesłaniają podmiotowość tych, którzy przyszli w ciemności i w ciemności czują się dobrze. Nie bez powodu poemat Topolskiego kojarzy się ze wszystkim, co w pewien sposób ciemne, mroczne, gęste. Mam głębokie poczucie, że gdyby chcieć fraza po frazie rozjaśniać sensy tej książki, Czytelniczka i Czytelnik zostaliby z niczym, z językowym konstruktem, który systematycznie i z precyzją szwajcarskiego zegarka podważa sam siebie i mnoży wieloznaczne, ścierające się ze sobą metafory. Nie sposób nie zauważyć apokaliptyczności Luxusu, czającej się za każdym wersem niepewności i strachu, który jest jednym z głównych tematów poematu.
Pewność czy też odwaga staje się u Topolskiego towarem luksusowym: zapalam świecę i już potrzeba na to odwagi, przypuśćmy na chwilę, że ją mam / mam ów courage luxus, ale wtedy wszystkie utracone strachy zjawiają się znów – mówi podmiot re.malte. Materializujący się wraz z nastaniem jasności strach wypiera poczucie komfortu i zapoczątkowuje litanię surrealistycznych obrazów, w których to, co z punktu widzenia fizyki niemożliwe, staje się zaledwie wątpliwe: nitka może być ostra jak igła, głowa podmiotu może być mniejsza od guzika, a okruch chleba upadając, może stłuc cały świat. W ślad za tymi wyobrażeniami idą obawy już bardziej realne, bo sytuujące się na styku podmiot – wyobrażenia kulturowe. Gra z antropologiczną „istotą rzeczy”, z alegoriami oraz konwencjonalnym myśleniem jest jednym z powodów, dla których Luxus mami i zwodzi. Topolski odrzuca tradycyjnie (i nieortodoksyjnie) rozumiany okulocentryzm, a jednocześnie konstruuje poemat, którego odbiór podlega zmysłowi wzroku; kompromituje metaforykę światła i czerpie z niej całymi garściami, nadpisuje sensy, pozostawia tropy i rzuca znaki na wiatr, wreszcie: pisze książkę, której bohaterem czyni język oraz znaczenia, a na spotkaniach autorskich podsuwa Czytelniczkom i Czytelnikom lekturę afektywną.
***
Po takich słowach werdykt nie mógł być inny
[…]
Mamy nadzieję, że to koniec
problemów
i będziemy
mogli
wspólniewyśpiewać Lorem ipsum
Lorem ipsum – oto, czym kończy się rozjaśnianie Luxusu: kartą pokrytą znakami pozornie podważającymi własny status. Pozornie, bo drugi tom poetycki Topolskiego mówi o świecie więcej niż jest w stanie wyrazić jakakolwiek zbudowana na „prawdach” rozprawa.
Maciej Topolski, Luxus. Dom Literatury Łódź, 2019, s. 38.
Karol Poręba – doktorant na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego, redaktor prowadzący w Wydawnictwie Ossolineum, krytyk literacki. Interesuje się przede wszystkim poezją XX wieku i współczesną, socjologią i antropologią literatury oraz filozofią.