Na początek, niestety, banał, ale i recenzowana książka z banałem ma wiele wspólnego. Nieudane debiuty poetyckie dzielą się na takie, o których warto pisać (książki złe w sposób wymagający krytycznego naświetlenia), i na takie, które lepiej przemilczeć (książki po prostu nijakie, nie warte szczególnej uwagi). Po pierwszej lekturze Nekrotripu Piotra Jemioły byłem pewny, że mam do czynienia z nieudanym debiutem drugiej kategorii. Takich książek poetyckich powstały setki, nie ma co strzępić języka. Każda kolejna lektura Nekrotripu sprawiała jednak, że jej fundamentalne wady zyskiwały na wyrazistości i łączyły się ze sobą w spójną całość, aż w końcu przy trzecim lub czwartym czytaniu zrozumiałem w czym rzecz.
Otóż Jemioło napisał nijaką książkę będącą symptomem kilku niepokojących zjawisk we współczesnej kulturze. Na zasadniczy, ale – jak postaram się pokazać – niejedyny problem Nekrotripu wskazuje już przewrotny blurb Jerzego Jarniewicza. Autor Oranżady, odpowiadając w nim na zadane przez siebie pytanie, dlaczego i po co Jemioło tak chętnie pisze o śmierci i rozkładzie, ostatecznie stwierdza, że uprawia on skimming wyjałowionych języków kultury. Oto kolejny banał: z wyjałowionymi językami kultury można w poezji robić wszystko. Można poddawać je krytyce, można się nimi rozkoszować, można z ich wnętrza wskazywać na mechanizmy, które nimi rządzą. Jemioło natomiast nie robi z zastanymi językami właściwie niczego. Ani się z nimi nie utożsamia, ani ich twórczo nie przetwarza, ani ich nie utylizuje. Nie jestem nawet przekonany, czy – zgodnie z sugestią Jarniewicza – w debiucie Jemioły mamy do czynienia z tak agresywnym działaniem, jak przechwytywanie, wykradanie języków.
Przykładowo: w Nekrotripie znajdujemy pełen repertuar powtórek ze Świetlickiego: antypatriotyczne gesty (kynodontas 2), manifesty apolityczności (najdroższa strzałko –, Angażuję się, gdy nie patrzysz –) i „dystansu” wobec środowiska literackiego (, które się zdezaktualizują), porozstaniowe smuty (jakiś czas) oraz wyrzuty (Żeby nie było dziecka, mapa punktów węzłowych), ale brak w tym rekwizytorium czegoś interesującego. Nawet w wierszu rozpoczynającym się od parafrazy Casablanki Świetlickiego, czyli w Mondo Movies Mix, brak jakiejkolwiek chęci sproblematyzowania swojego stosunku do, bądź co bądź, jednego z istotnych idiomów współczesnej polskiej poezji. Oczywiście, zaczepki pod adresem antologii Zebrało się śliny (patrz: pierwsze dwa wersy Angażuję się, gdy nie patrzysz –) czy takie fragmenty, jak
Z krajem nie spotykam się
nawet w trakcie wyborów:
jestem parą apolitycznych
rąk, czystych jak czas(najdroższa strzałko)
pozwalają sądzić, że Jemioło raczej wolałby być nieprzysiadalny niż zaangażowany. Kłopot w tym, że autor, powtarzając najbardziej zbanalizowane gesty à la Świetlicki, nie nadaje im żadnej konkretnej semantyki. Zastane konwencje stanowią materię wierszy Jemioły tylko dlatego, że krążą w obiegu kulturalnym, a nie dlatego, że mają dla niego jakikolwiek ciężar znaczeniowy.
Tę obserwację potwierdzają również wiersze próbujące wejść w spór z kolejną mocną dykcją poetycką, czyli z dziedzictwem szkoły nowojorskiej. Kiedy bohater jednego z tekstów demonstracyjnie podciera się wiadomym numerem „Literatury na Świecie” (Literaturo,) lub gdy (chyba) Tadeuszowi Pióro, Andrzejowi Sosnowskiemu oraz warszawskim neolingwistom dostaje się – niezbyt trafnie – za skrzeczenie unisono ashbery! ameryka! (&), to tak naprawdę wciąż trudno stwierdzić, czy Jemioło na temat tych sposobów pisania coś mniema albo i nie mniema. W efekcie nawet, które się zdezaktualizują, czyli wiersz zawierający m.in. średnio zabawny żart z Marty Podgórnik czy Bartosza Sadulskiego, nie jest ostrym gestem wymierzonym w stronę środowiska literackiego, lecz plotkarską uszczypliwością doskonale wpisującą się w towarzyskie gry i zabawy. Mimo sarkastycznego tonu wspomnianych tekstów, pobrzmiewających nieco „krytycznoliterackimi” wierszami Tomasza Pułki, Jemioło – w przeciwieństwie do autora Mixtape’u – nie próbuje w nich dookreślić swojego poglądu na cokolwiek. Za każdym razem wycofuje się bowiem na bezpieczną, postironiczną pozycję, najlepiej wyrażającą się w powracającej w Nekrotripie dwukrotnie frazie ja to nie ja ani nikt inny (Mondo Movies Mix, en face). Sztaplowanie ironii pozwala mu za to jednocześnie (ironicznie) odpierać zarzuty o maczyzm oraz je (ironicznie) potwierdzać, a przy okazji (równie ironicznie) rzucać suchary o rugowaniu hermafrodytyzmu z genowej puli lub o tym, że podział/ na półkule jest wysoce przemocowy (Angażuję się, gdy nie patrzysz –).
Parafraza Rimbauda, w której pragnienie transcendencji własnego „ja” (ja to ktoś inny) zostaje zastąpione przez niemożliwość zarówno „ja”, jak i jego przekroczenia (ja to nie ja ani nikt inny), naprowadza na dominantę całej książki. W Nekrotripie roi się od figur paradoksu, aporii czy zapętlenia, jakoś korespondujących ze wspomnianą formułą podmiotową. W kilku wierszach pojawia się więc strzała Zenona z Elei, która lecąc, stoi (Pionierzy, katastaza w pętli), w innych pętla (kondolencje: odtwórz, en face), lemniskata (Hommage à Unabomber), ani rozbity, ani lecący samolot (tysiące czarnych), kilkukrotnie też wyraża się chęć bycia naraz mordercą, śledczym, ofiarą (PIG), bohaterem slashera i jednocześnie jego scenarzystą (Ø/O). Do czego służą Jemiole te wszystkie figury, co chce dzięki nim powiedzieć? Najbardziej oczywista odpowiedź, jaką sugeruje najlepszy w całej książce wiersz katastaza w pętli, brzmi: do nazwania sytuacji impasu, niemożliwego trwania w zamkniętym obiegu. Niedawno w Czego boją się rodzice Adam Kaczanowski pokazał, że nieznośność sytuacji impasu oraz „niemożliwość” jej przerwania to jeden z tematów-kluczy do zrozumienia naszej późnokapitalistycznej współczesności. Z kolei Jemioło w Nekrotripie sytuację zapętlenia czy zawieszenia raczej celebruje niż poddaje analizie, przenosząc ją na poziom quasi-manifestu depersonalizacji (PIG) i desemantyzującej siły mechanicznego, językowego powtórzenia (kondolencje: odtwórz) lub wizji immanentnie przemocowej rzeczywistości, w obliczu której można jedynie cynicznie pytać cóż począć cóż począć aktywisto (Angażuję się, gdy nie patrzysz –).
W Nekrotripie zapętlenia i paradoksy często nie mają jednak żadnej uchwytnej dla czytelnika motywacji tekstowej, nawet jeśli tą motywacją miałby być wyłącznie efekt zaszumienia wypowiedzi. Niewykluczone więc, że wspomniane figury to jedynie sygnały współczesnej „poetyckości”, sugerujące czytelnikowi, że tekst jest dobry, bo mówi więcej niż się na pierwszy rzut oka wydaje lub mówi wiele rzeczy jednocześnie. Problem jednak w tym, że wiersz Jemioły to najczęściej seria uników, zestaw zasadniczo lub wtórnie (patrz: powtórki ze Świetlickiego) pustych gestów, figur i obrazów, które mogą się podobać, ale rzadko składają się na przedmiot interpretacji. Weźmy chociażby wiersz otwierający Nekrotrip:
Po co pracować, skoro lepiej zabić,
wystarać się o makijaż, dupą robić
oczy wyjdą aż.
Po co piszesz sążniście, jeśli
można wcale.
Po co
skoro
etc. whatever socjale(V)
Mamy tu do czynienia z wygaszaniem wypowiedzi poetyckiej wraz z każdym kolejnym powtórzeniem pytania. Taka struktura pozornie łączy się z tematem połajanek na „lenistwo” części społeczeństwa pozornie obecnym w każdej z trzech cząstek, najmocniej zaś w ostatniej, gdzie otrzymanie „socjalu”, czyli pieniędzy „za nic”, kończy wiersz. Dlaczego to połączenie jest według mnie „pozorne”, tak samo zresztą jak temat krytyki lenistwa? Otóż postironiczne zdystansowanie umożliwiające ukrywanie pozycji, z której wypowiada się Jemioło, pozwala zinterpretować V w absolutnie dowolny sposób: jako ironiczną krytykę neoliberalnego światopoglądu, aprobatywny wyraz tegoż światopoglądu, wypowiedź na temat mediów społecznościowych (końcowe „socjale” to przecież także social media), czysto formalną konstrukcję językową oderwaną od jakiejkolwiek „ideologii” lub hermetyczną wypowiedź związaną z kontekstem znanym wyłącznie autorowi. Dodatkowo, pusta przestrzeń po końcowym Po co i skoro oraz etc. whatever to tyle, co zachęta do dopisania przez czytelnika dowolnego innego ciągu znaków, który odpowiadałby wrażeniom wywoływanym przez tekst1. Wrażeniom – bo o znaczeniu nie ma już tutaj mowy, a wiersz, tak jak kartka papieru wyjęta / z nieczynnej drukarki (l.p.), przypomina rzecz, z którą można robić wszystko. Chciałbym być dobrze zrozumiany: nie krytykuję poezji Jemioły za to, że mówi się w niej o wielu rzeczach jednocześnie w formalnie skomplikowany sposób. Krytykuję Nekrotrip za to, że tak naprawdę nie mówi o niczym.
Jemioło, co dość zadziwiające jak na debiutanta, wydaje się niczego nie chcieć od swoich czytelników. W trakcie spotkania autorskiego w Krakowie autor wzbraniał się jak mógł od powiedzenia czegokolwiek na temat dowolnego aspektu tego, co napisał, i na różne sposoby podkreślał, że czytelnicy znajdą w jego książce to, co chcą w niej znaleźć. Świadomie lub nieświadomie Jemioło upodobnił swój debiut poetycki do towaru, z którym po zakupie można robić wszystko, nie przejmując się tym, jaka intencja przyświecała jego twórcy. Dla Oskara Mellera Nekrotrip jawi się więc jako zmiennokształtny twór napisany przez poetę „niezaangażowanego”, ale i „zaangażowanego”, powtarzacza-manierystę, ale też kogoś, kto mówi swoim głosem, szuka miejsca „między Pułką i Jurczakiem, Słomczyńskim i Mateuszem, Rojewskim i Bobulą”2. Niestety w przeciwieństwie do twórczości wyliczonych przez Mellera autorów jedyne, co zostaje po wielokrotnej lekturze Nekrotripu, to pojedyncze przykuwające uwagę wersy (Dom jak Wenecja przykryta betonem.// Bez gondoli, ruchliwych gondolierów z 89), kilka pomysłów na ciekawe wiersze (Hommage à Unabomber, mapa punktów węzłowych) oraz garść afektów, wśród których dominuje zażenowanie zmieszane z irytacją.
I smutek, że oto druga książka z serii poetyckiej „Kontentu” okazuje się niewypałem.
1 O tym, że pusta przestrzeń może mieć we współczesnej polskiej poezji znaczenie (określone, nie zaś dowolne) przekonuje chociażby poezja Marcina Mokrego, zakończenie książki Nie Konrada Góry czy centralny dla Luxusu Macieja Topolskiego poemat połać.
2 O. Meller, Śmierć w nowych dekoracjach (Piotr Jemioło, „Nektrotrip” [sic]), https://magazynwizje.pl/aktualnik/oskar-meller-re-wizje-2/ (dostęp: 21.11.2019).
Piotr Jemioło: Nekrotrip. Fundacja Kontent, Kraków 2019, s. 44.
Łukasz Żurek – ur. 1991. Doktorant w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, redaktor naczelny portalu niewinni-czarodzieje.pl, członek redakcji czasopisma „Tekstualia”.