Joel Chmara zjeździł kawał USA i Europy, niosąc ze sobą swoją markową Joelowską błazenadę tak podczas występów poetyckich jak i komediowych. Był gościem programu Def Poetry na HBO, jest finalistą National Poetry Slam (USA), współtworzył scenariusz i grał w reklamie Big 10 Basketball, wygłosił swój TEDx Talk, a raz zapłacono mu, aby NIE wystąpił przed Michelle Obamą (prawdziwa historia). Joel pisał i występował w radiu ESPN Chicago, poświęcając się komedii zanim rzucił się w ramiona poezji performatywnej.
Zacznijmy od krótkiego omówienia kalendarza slamu poetyckiego w Polsce i zagranicą. Najważniejsze lokalne wydarzenie to ogólnopolskie mistrzostwa, które trwają już w wielu miastach, aktualne kalendarium turniejów znajdziecie na FB: slam.art.pl oraz Czwarte Ogólnopolskie Mistrzostwa Slamu Poetyckiego, których finał odbędzie się w Poznaniu, najpewniej na przełomie maja i czerwca. Poza tym każdy zauroczony przez poezję performatywną powinien koniecznie znaleźć się na mistrzostwach Europy, w tym roku w Mediolanie (19-21 marca) i najbliższych nam geograficznie mistrzostwach świata w Paryżu (18-24 maja). Na obu tych imprezach sztandar polskiego słowa opierał się będzie na barku Magdaleny Tyszeckiej. Można ją będzie dopingować, a nawet głosować, także przez internet.
Przedstawiona poniżej rozmowa jest drugą częścią wywiadu przeprowadzonego w Budapeszcie podczas Europejskich Mistrzostw Slamu Poetyckiego w listopadzie 2018 r., część 1 ukazała się w „Odrze” 1/2020.
Powiedziałeś, że jesteś wykładowcą. Czego uczysz?
Prowadzę zajęcia związane z komunikacją, np. dotyczące przemawiania albo performance’u, co czasem wiąże się z ćwiczeniami poświęconymi przedstawianiu poezji.
Jak to, co robisz na zajęciach, różni się od międzynarodowych warsztatów przeprowadzonych przez Marca Smitha, a zakończonych wczorajszym występem, których byłeś częścią?
Zespołowy projekt, który realizujemy w stanach, to występy prawie zawsze po angielsku. Co prawda zdarzały się wymiany z poetami piszącymi w innych językach, pojedyncze show w Chicago czy performance we francuskiej szkole językowej. Jednak zazwyczaj występujemy na jakimś college’u, pokazując czym jest poezja performatywna. W stanach prawie nikt nie rozumie żadnego języka poza angielskim, więc nikt nie przyjdzie słuchać kogoś mówiącego tylko po niemiecku przez dwadzieścia minut. Pierwszy raz zorganizowaliśmy coś podobnego, kiedy Marc ściągnął do Chicago grupę niesamowitych konferansjerów i poetów z Niemiec. Przetłumaczyliśmy ich wiersze na angielski, a publiczność mogła wysłuchać ich w obu językach, bez poświęcania gier słownych oryginałów i zapewniając im komfort występu we własnym języku. Jesteśmy z tego zresztą bardzo dumni.
Wczorajszy show był pierwszym, w którym pracowaliśmy z więcej niż jednym krajem, bo aż z sześcioma. Fantastyczne doświadczenie, ponieważ widać było pewien uniwersalizm wszystkich tych tekstów, a zarazem ich osobisty charakter i nieporównywalność. Publiczność reagowała na wiersze, które opisywały coś, co było prawdziwe i dla życia w Czechach i w Serbii, wiele podobnych zmagań, podobnych zmartwień, pasji. To, co popycha nas do działania i co nas jednoczy… Jestem przekonany, że to mocno wybrzmiało. To był bez wątpienia najbardziej emocjonujący show, w jakim brałem udział.
Wierzę, bo widziałem was na scenie ze łzami w oczach, a innych nie mogących momentami opanować śmiechu, reagowaliście na siebie nawzajem bardzo intensywnie. Co zresztą przeniosło się też na nas, widownię, wiedzieliśmy, że jesteście szczerzy.
Właśnie dzięki publiczności wydarzyło się coś tym bardziej wyjątkowego, słuchałem innych występujących, ale i waszych reakcji… Wzruszam się na samą myśl o tym! Publiczność uniosła nas jeszcze wyżej w tej współ-twórczości. Podczas prób nie czułem niczego podobnego, ale na scenie poruszała mną energia każdego kolejnego wiersza, a ponieważ mój tekst był podzielony na trzy części, to mówiłem go w środku albo po czymś wierszu, dzięki czemu niosłem dalej ich emocje i reakcje widowni. To przekształciło sposób, w jaki występowałem. Właśnie taki rodzaj wspólnego doświadczenia czyni poezję żywą. Wszystko to, czego Marc chciał od tego show, było widoczne zeszłej nocy, ta wspólnota. Każdy, kto nas oglądał, także się do tego przyczynił, wierzę w to i poczułem to wczoraj. Bardzo poruszające. Marc nie mógł po wszystkim wydusić z siebie słowa. Próbował mówić, ile to dla niego znaczyło. To była jedna z najwspanialszych chwil, jakie zawdzięczam poezji performatywnej.
Zwróciłeś uwagę na to, że poeci pochodzący z tak różnych krajów, mający odmienne doświadczenia, mają w sobie coś wspólnego, co ich łączy, a co jest, wg mnie polityczne. Zwłaszcza tutaj, podczas mistrzostw, tematy wprost polityczne były poruszane najczęściej. Z tego co mi wiadomo, slam w USA jest bastionem liberalnej kultury. Wydaje mi się zresztą, że podobnie jest gdzie indziej. W Polsce mieliśmy jeden slam zorganizowany przez prawicę, a i tak wygrał go lewicowy publicysta. Mam poczucie, że łączy nas nie tylko miłość do poezji, ale także niezdefiniowany, choć zrozumiały światopogląd, który opiera się na charakterze i zasadach slamu. Jak sądzisz?
Kiedy mówiłeś przyszła mi do głowy myśl, że chodzi o coś więcej niż tylko politykę… Z mojego doświadczenia wynika, że sposobem na nawiązanie najsilniejszej relacji z publicznością jest odkrycie przed nią tego, jak coś spowodowało, że poczułeś się mały, nieważny. Niezależnie od tego, czy chodzi o to, że nauczyłeś się na podstawie doświadczenia, że dawniej miałeś zamknięty umysł i wstydzisz się czegoś, co zrobiłeś. Niektórzy prezentują wiersze, w których opisują jakąś lekcję, coś z dzieciństwa albo głupotę, którą popełnili, której żałują. Mówią też o byciu wykorzystanym, o poczuciu bycia nieważnym albo, politycznie, niesłyszalnym. Myślę, że poezja bardzo często się tym zajmuje. To działa we wspaniały sposób, kiedy twoja słabość, poczucie osamotnienia staje się tym, co dowodzi twojej odwagi na scenie. To oczywiście tylko jeden ze sposobów na udowodnienie, że jest się autentycznym. Kiedy mówi się o sprawach, które są osobiste i bolesne.
Jednocześnie, powiedzmy sobie jasno, dopóki poezja wypływa ze szczerości, to tekst może opisywać równie dobrze poczucie dumy albo żal, np. po kimś, kto odszedł. Autentyczność pozwala wychodzić poza polityczność. W stanach slamy wygrywali też tacy, którzy tworzyli bardzo nietypowo wobec popularnego wyobrażenia na temat tekstu slamowego. Chodzi mi o pisanie abstrakcyjne, pochodzące z bardzo osobistych rejonów i nie mające nic wspólnego z polityką. Jestem przekonany, że, o ile jesteś wystarczająco dobrym pisarzem, to polityczność nie jest ci wcale potrzebna. Z drugiej strony polityka bywa przestrzenią, która sprawia, że czujemy się pozbawieni głosu. Tego rodzaju komunikat też może zostać dobrze przyjęty przez slamową publiczność.
Tylko że masz na myśli politykę zinstytucjonalizowaną, a mi bardziej chodziło o światopoglądy, o to, że łatwiej jest znaleźć porozumienie z publicznością, która na podstawowym poziomie zgadza się z występującym. Ja osobiście odnajduję się tu doskonale, ale zastanawiam się, czy nie powinniśmy jako organizatorzy starać się zawsze zbierać więcej różnorodnych głosów i czy te głosy mogłyby wyrażać się równie swobodnie jak głosy liberalne lub lewicowe.
Czasem o tym rozmawiamy. Mówiłem raz podczas ogólnokrajowych mistrzostw wiersz, o tym, jak wąską grupę ludzi stanowią ci, którzy przychodzą na slamy poetyckie. Zdarza się, że zapraszam członków rodziny. Kiedy nie są to osoby o otwartych umysłach czy lewicowcy albo liberałowie, to wychodzą ze slamu mówiąc: „Cóż, to nie mój rodzaj rozrywki. Podobały mi się twoje wiersze, ale nie ich przesłanie.” Na co ja odpowiadam: „Cóż, może powinieneś częściej się z nimi stykać”, ale nigdy nie wracają. Podobnie z moimi studentami. Dawałem im kiedyś dodatkowe punkty za przychodzenie na slamy, kiedy zacząłem występować i je organizować. Regularnie wracali tylko ludzie o lewicowych przekonaniach. To więc prawda, że ten zasięg jest dość wąski i może właśnie dlatego slam jest bardziej subkulturą niż mainstreamem. Wygląda na to, że jest tak w wielu krajach. Szczerze mówiąc, trudno mi jest wyobrazić sobie konserwatywny slam w moim kraju. Kiedy powiedziałeś, że był taki w Polsce, od razu zacząłem się zastanawiać, jak by to miało działać? O czym byłyby teksty? Chyba żeby tylko udawali, albo mówili rzeczy w rodzaju „O wszystkich moich karabinach”. Wydaje mi się, że slam przemawia zazwyczaj do osób, które czują się zmarginalizowane i nieważne. To ogranicza grupę. Mam też na myśli społecznych wyrzutków – ludzi skrzywdzonych emocjonalnie, z depresją, problemami psychicznymi.
Często znajdują drogę na scenę.
Chciałbym, aby szersza publiczność przychodziła na slamy, ponieważ to okazja do poznania niecodziennej perspektywy, innej niż własna. Szkoda, że pozostaje to taki niewielki segment populacji. Mam też wrażenie, że tak już pozostanie.
Slamoteka XIX – Rozmowa z Joelem Chmarą o scenie Chicago i współpracy z Markiem Smithem (cz. 1)
Jedna myśl w temacie “Slamoteka XX – rozmowa z Joelem Chmarą o doświadczeniu wielojęzykowego poetyckiego show i o światopoglądowym charakterze slamu (cz. 2)”
Możliwość komentowania jest wyłączona.