Od redakcji: Wśród młodych poetek/poetów i krytyczek/krytyków poezji coraz popularniejsze wydają się zawody i wykształcenia inne niż związane z tradycyjnie literackimi filologią i filozofią. To zjawisko dość nowe, w tym sensie, że wyraźnie przyspieszyło w ostatnich latach – i, jak od jakiegoś czasu nam się zdaje, poważnie wpływa na kształt tak zwanego środowiska. W związku z tym pytamy przyjaciół 8. Arkusza, posiadających owe inne, ciekawe zaplecza, o to, w jaki sposób wpływają one na ich (około)literacką pracę – i vice versa.
Jak Twój zawód i wykształcenie wpływają na Twoje pisanie (i proces, i efekt końcowy)?
Przez większość edukacji szkolnej byłam tym nieszczęsnym typem dziecka „dobrego ze wszystkiego”, co nie ułatwiało wymyślania sobie ścieżki zawodowej (choć być może dawało szerszy obraz świata) (e, nie, raczej nie dawało). Wreszcie w liceum zdecydowałam się na profil biologiczno-chemiczny, a później ze wszystkich kierunków studiów, które brałam pod uwagę, wybrałam sprawiający wrażenie najbardziej pragmatycznego – analitykę medyczną.
Studia te bynajmniej nie są pragmatyczne, bo w większości przypadków nie dają oszałamiająco dobrze płatnej pracy, a przede wszystkim najczęściej dają pracę w polskiej ochronie zdrowia, co niezależnie od (nie)oszałamiającości zarobków powinno skutecznie odstraszać.
Studia te natomiast są niezaprzeczalnie wspaniałe i ciekawe, choć dociążone tu i tam różnymi zbędnościami oraz równie trudne jak medycyna czy farmacja. Na pierwszym roku największe wrażenie wywarła na mnie anatomia, co wyraźnie uwidoczniło się w wierszach pisanych w okresie całych studiów i przełożyło w stopniu znacznym na kształt mojej debiutanckiej książki poetyckiej, tj. „Wątpi”. „Wątpia” wyrosły chyba najbardziej z mojego zachłyśnięcia się medycznym spojrzeniem na ciało i możliwościami, które się za tym kryły. Zresztą to zachłyśnięcie nieustannie jest widoczne w moim pisaniu, podobny klimat ma zarówno druga książka, „Animalia”, jak i dwie kolejne książki, nad którymi pracuję aktualnie. Nie sądzę, żebym w najbliższym czasie miała się od tego uwolnić.
Prócz medycznej perspektywy moje wykształcenie skonstruowało również mój sposób patrzenia na rzeczywistość i moje podejście do niej. Mam tu na myśli zarówno odruchowy sceptycyzm, umiłowanie racjonalności, jak i świadomość złożoności świata oraz jakiś rodzaj analitycznego rozkładania tegoż świata na czynniki pierwsze i oglądania ich uważnie pod światło. Wydaje mi się, że to wszystko również jest widoczne w wierszach.
Jeśli zaś zapomnieć na chwilę o poezji, to część mojej codziennej pracy zawodowej – konkretnie pobieranie krwi – stała się źródełkiem luźnych anegdot, które zaczęłam pisać dla rozrywki jakiś czas temu, a które aktualnie (uwaga, lokowanie produktu) są publikowane na łamach biBLioteki Biura Literackiego w ramach cyklu zatytułowanego „Chrupiące oko”. Uwielbiam pobierać krew, uważam, że to dużo ciekawsze niż rzeczy, które się z krwią dzieją w późniejszym procesie diagnostycznym (realizowanym głównie przez automaty, więc mało porywającym).
Nie mogę sobie odmówić również myśli, że niekiedy głównym wpływem, jaki ma moja praca na moje pisanie jest drastyczne ograniczanie czasu, który mogę na to pisanie przeznaczyć (tylko z tego powodu pracuję teraz nad zaledwie dwiema książkami, a nie na przykład nad dziesięcioma).
Jak Twoje pisanie wpływa na Twój zawód/pozaliterackie aktywności?
Nie wiem, czy pisanie jako takie ma wpływ na mój zawód, natomiast wydaje mi się, że samo żywe i długoletnie zainteresowanie literaturą wyrobiło we mnie jakiś rodzaj wrażliwości i empatii, który jest przydatny w pracy z pacjentem. Uważam się za jedną z najmilszych i najbardziej uprzedzająco grzecznych pracownic ochrony zdrowia, z jakimi miałam i mam styczność (proszę zwrócić uwagę na wyrażenie „jedną z” dobitnie świadczące o mojej skromności). Prawdopodobnie ta sama wrażliwość sprawia, że tak bardzo doceniam i wynoszę na piedestał tak drobny zabieg medyczny jak pobieranie krwi, pisząc wspomniane wcześniej anegdotki.
Niewykluczone również, że moje pisanie obniża efektywność mojej pracy, kiedy na przykład notuję na szybko wiersz o niesporczakach, zamiast skupić się na robocie, którą mam do wykonania.
Jeśli mogłabyś wybrać jedną rzecz ze swojej pozaliterackiej „niszy”, którą Twoim zdaniem warto byłoby, żeby wiedzieli wszyscy piszący – co by to było?
Chciałabym, żeby wszyscy piszący i wszystkie piszące były świadome tego, jak precyzyjnie zdefiniowana jest większość słów i pojęć ze słownika biologicznego/medycznego, a w związku z tym – że w dobrym tonie byłoby używać tych pojęć, zachowując tę precyzyjność znaczeń. Wiadomo, że język bywa narowistym koniem, którego nieraz trudno okiełznać, niemniej jednak powinno się nieco ściągnąć wodze, nim dogalopuje się do frazy w rodzaju „stan nasycenia komórek neuronami”, zwłaszcza kiedy pisze się nie wiersz, a recenzję, w której trudniej wybronić różne fikołki licentią poeticą.