Andrzej Graul – Osiedlowy monitoring jako nośnik wiersza [rec. A. Trojanowski „Parkingi podziemne jako miasta spotkań”] (05.2020)

Przecie w całym kosmosie nie ma rzeczy tak zmiennej jak miasto,
a rzecz tak zmienna nigdy nie da się ująć ostatecznie.
Tadeusz Peiper

Trudno się z Peiperem nie zgodzić – dynamika miasta niemożliwa jest do całościowego uchwycenia w sztywne, statyczne ramy, gdyż przestrzeń miejska stale się przeobraża. Chcąc objąć wzrokiem panoramę metropolii, trzeba wybrać pomiędzy jak najszerszą perspektywą (która szybko i tak okaże się niewystarczająca) a fragmentarycznością, wychwyceniem pojedynczych części i złożeniem z nich swego rodzaju mozaiki. Zdaje się, że Aleksander Trojanowski w swojej książce przyjął tę drugą strategię, której główne elementy zostaną opisane w niniejszym artykule.

Parkingi podziemne jako miasta spotkań to debiut zamieszkałego we Wrocławiu autora, znanego już z publikacji w Odrze, czy też z almanachu Biura Literackiego w ramach projektu Połów 2018. Urodzony w 1990 roku Trojanowski próbuje uchwycić dynamiczną poetykę miasta i czyni to za pomocą wielu narzędzi: częstej kursywy i licznych wtrąceń, wielorakich skojarzeń muzycznych oraz specyficznej konstrukcji podmiotu. U Trojanowskiego osoba mówiąca przyjmuje pozycję zdystansowanego obserwatora, który mimo zachowanej odległości nie jest obojętny na polityczny rys otaczającego go świata i nie boi się ukazać intymnej strony swojej codzienności; pośród dynamicznej przestrzeni podmiot zdaje się pozostawać figurą statyczną Parkingi… można traktować  jako zapis z osiedlowego monitoringu i pocztówkę dźwiękową, za pośrednictwem których debiutant odtwarza naraz obraz metropolii i miejskich mechanizmów, wnętrza mieszkań i zgrzyty konfliktów społecznych.

W pierwszej kolejności będzie o tym ostatnim: otwierający książkę Trojanowskiego wiersz Polski film emigracyjny średniej długości przedstawia „czoło polskiej poezji”, które

(…) przekracza granice
i zdobywa Berlin Zdobywa również
Paryż Londyn Madryt
Czoło poezji polskiej pluje:
(…) Czoło poezji polskiej
wciska nas w fotele
To wybijają
godziny i studzienki

Interesujące w tym wierszu jest narzucające się skojarzenie „czoła…” z dynamicznie rozwijającą się w Polsce młodą sceną współczesnej poezji zaangażowanej, której jedno z pierwszych przedstawień pojawiło się w postaci wydanej w 2016 roku antologii Zebrało się śliny1. Trojanowski zdaje się podejmować nie tyle próbę bezpośredniego wpisania się w nurt „zaangażowanych”, co ustawienia się na pozycji obserwatora zachodzącego zjawiska – wzrostu zainteresowania młodych poetów współczesną problematyką socjalną i bieżącymi konfliktami społecznymi, który narusza w ten sposób status quo, wgniata nas w strefę komfortu, wciska w fotele. Trojanowski, dobrze obeznany we współczesnej scenie poetyckiej, konstatuje: „To wybijają / godziny i studzienki”. Nadchodzi czas, siła zebrana pod ulicą, underground, zaczyna wzbierać.  

Autor pozycję obserwatora konfliktu przyjmuje również w Białej sile, która opowiada historię pobitego w pubie Wenezuelczyka. Trojanowski wprowadza w swoich wierszach polifonię za pomocą kursywy, umieszczając wewnątrz utworów różnorakie podmioty nadawcze – w tym konkretnym wypadku głównego bohatera:

(…)
nie wrócił do caracas tam jest teraz naprawdę
chujowo tutaj też jest chujowo ale całkiem inaczej
niż tam
(…)

Poeta kończy zwierzeniem, odsłaniającym – jak pierwszy wers – kulisy procesów twórczych: wiersz miał „dwadzieścia cztery wersje około / dziesięciu tysięcy znaków”, a wszystkie je pochłonął „ctrl a + delete”, czyli całościowe usuwanie, klęska działalności poetyckiej w kolizji z brutalną rzeczywistością. Trojanowski się wycofuje, następuje powrót do białej strony. Taką też smutną refleksją Biała siła się kończy: „(…) biel, znaczy / przegrywamy”. Cóż może poeta w starciu z rasistowskimi osiłkami? Debiutant zdaje się podsuwać odpowiedź: na pewno nie powinien odwracać wzroku. Wiersz musi być świadkiem konfliktu. I mimo wielu powtórzeń, wielu klęsk, to trzeba wypracować język, w którym będzie możliwe o tym opowiedzieć.

Tropów świadczących o społecznej wrażliwości Trojanowskiego jest w debiutanckim tomie znacznie więcej (np. w wierszach Ciche linoleum, Sprzedam kupię wymienię – wrocław, „Kraina Paznokci”), niestety brak tu miejsca na ich drobiazgową analizę. 

Jednakże, polityczność środków wyrazu nie jest tematem nadrzędnym w tych utworach. W Parkingach… wielogłosowa poetyka miasta realizuje się również w zastosowaniu przez Trojanowskiego różnorodnych skojarzeń muzycznych, zwłaszcza tych związanych ze współczesną sceną elektroniczną i rapem. Jest tu np. wiersz zatytułowany Minimal z wczoraj, którego lektura sama przybiera formę płynnego, hiphopowego flow; są oniryczne Światła średniego miasta, będące ścieżką dźwiękową do surrealnego, zrywającego się filmu, gdzie „W wierszu robi się pusto to open space piosenki”. Jest wreszcie utwór Krzyki:

usłyszałem ścieżkę wojenną wszystkich ze wszystkimi
jak piracki soundtrack każdego z osobna to wrocław
dobiegał zza okna: zeschły loop wirujący na wietrze
techno z ulicy Krzyckiej wypłukane z basu
A wszystkie noce będą równie gorące ocieplenie
prawdziwie globalne bloki funkcjonalnie podobne

I znów się śniło detroit: miasto-elektrolit jego
zdrowy kościec biała jest noc i śpiew radiowozu w oddali

Więc może wyjdziemy na balkon tutaj nas nie dojdzie
śpiew syren Beat biegnie dolnym rejestrem krzyków

Trojanowski z wyczuciem posługuje się rytmizacją i melodyjną frazą, jego wiersze często aż proszą się o interpretację na jednym z undergroundowych slamów w takt dynamicznego, elektronicznego podkładu. Co ciekawe, dźwięczność tej poezji nie wypływa bezpośrednio z brzmienia pojedynczych słów autor doskonale zdaje sobie sprawę z audialnej obfitości miasta. Konstruując swoją polifoniczną mozaikę, przeprowadza w pełni udaną fuzję muzyki z poezją na poziomie narracyjnym, co skutkuje synestetycznym działaniem lektury. Przedstawianą przestrzeń zaczynamy nie tylko widzieć, ale i słyszeć; oczy przenoszą głosy nagrane w tle, a wiersz staje się ważnym medium dźwięku.

Kolejnym ważnym wyróżnikiem przestrzeni poetyckiej Parkingów… jest dwuznacznie ujęta intymność wszak miasto to nie tylko konflikty społeczne i brzmienie ulic, ale też cielesna zmysłowość dziejąca się po wewnętrznej stronie okien. Z jednej strony podmiot w wierszach Trojanowskiego przewrotnie tworzy iluzję bliskości, wciąż utrzymując obrany wcześniej dystans obserwatora (jak to celnie ujęła Joanna Orska, autor tworzy „kreację intymności, która się nie-udostępnia – i jest obca”2); z drugiej strony poeta pokazuje erotykę jako rzecz w sposób oczywisty dotyczącą nas wszystkich, realizującą się również w języku. Uwydatnia się to chociażby w wierszu Nino Rota:

Pachniało mi wi-fi szukałem połączeń święci
mężowie byli we wszystkich instach naraz
Wchodzili mężczyzną wychodzili ojczyzną
i twardniały skutki kiedy doszło do hymnu
(…)
i kradziony język stał nam na wzgórkiem andersa i dochodził
do wniosku na białym przesłaniu

Trojanowski zręcznie splata intymność z tłem miejskiego krajobrazu, płynnie przechodząc od erotyki do opisu mechanizmów społecznych. Ten ruch można zaobserwować w wierszach takich jak Erotyk: „(…) Prześcieradło / jest mokre jak bon rabatowy / ściskany w sinoczerwonej pięści” czy Pierwsze wejście w arterie, w którym obraz wychodzącej zagotować wodę kobiety zawiniętej w kołdrę rozwija się w scenę jednoznacznie przynoszącą na myśl kapitalistyczną automatyzację ludzkich mas, które są „wtłaczane” w „specjalne strefy ekonomiczne”, gdzie wszystko „chodzi jak w zegarku”.

Oczywiście, trzy opisane powyżej elementy składowe polifonicznej poetyki miasta skrupulatnie wypracowanej przez Trojanowskiego nie są jedynymi, które zostały użyte w tej wielopłaszczyznowej mozaice metropolii pełnej rond, placów budowy, skrzyżowań i podziemnych parkingów. Warto samodzielnie eksplorować tę przestrzeń, zapoznając się
z debiutem wrocławianina. Tym bardziej, że książka zyskuje z każdym kolejnym podejściem, z początku stawiając swego rodzaju interpretacyjny opór nie bez powodu Orska wskazuje u Trojanowskiego na pewne zakotwiczenie w poetyce Andrzeja Sosnowskiego, choć jest to materiał na zupełnie inny tekst.

Tymczasem Parkingi podziemne jako miasta spotkań utwierdzają w przekonaniu o świetnej kondycji polskiej poezji współczesnej, w szczególności wkraczających na scenę debiutantów spod szyldu Biura Literackiego. Pozostaje obserwować ich dalsze poczynania i liczyć na konsekwentny rozwój wypracowywanych przez nich poetyk w przyszłych tomach.

1 Zob. Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, podred. P. Kaczmarskiego i M. Koronkiewicz, Biuro Literackie, Wrocław 2016.

2 Zob. artykuł Joanny Orskiej zamieszczony na internetowych łamach Biura Literackiego pt. Awangardy nowe i nie-nowe