1.
Przyznam, że jeszcze w lutym cieszyłem się z przerwy w turniejach slamowych, trwającej w Poznaniu zazwyczaj od ok. połowy grudnia do lutego/marca. Zeszły rok, jak i kilka poprzednich, był dosyć ciasno zapakowany wydarzeniami, oscylując w pobliżu średniej jeden slam na dwa tygodnie. Piszę te słowa na początku kwietnia i już mi Was bardzo brak.
Nie mam tu na myśli jakiejś abstrakcyjnej „slamowości”. Piszę o ludziach, którzy na slamy przychodzą. Tych ludziach, którzy lubią opowiadać i wysłuchiwać historii. I potrafią to robić!
Niestety, nie wiadomo, kiedy znów się spotkamy i czy to, co było slamem jeszcze na początku tego roku, będzie nadal możliwe. Póki co nie odbyły się mistrzostwa Europy w Mediolanie, paryskie mistrzostwa świata przekształcono w turniej online, a czwarte mistrzostwa ogólnopolskie stanęły na niedokończonych eliminacjach. Te ostatnie być może uda się jeszcze przeprowadzić, ale kiedy? Tego nikt nie jest w stanie przewidzieć.
2.
Slam, jako forma teatralna, dzieli swój los z sytuacją wszystkich innych sztuk scenicznych. Pocieszamy się nagraniami recytowanych wierszy wysyłanymi przez sieć i filmami sprzed epidemii. To jednak przecież nie to. „Slamy online”, czyli np. tego rodzaju odsłona Cabaret Poetry Slam, zupełnie nowe Literatura w Czasie Zarazy, Bingo Slam lub Slam Eksperymentalny oraz literatura improwizowana, jak np. inicjatywy Stołu Powszechnego i inne sposoby dzielenia się twórczością przez sieć są po prostu osobnymi formami wyrazu. Slam wymaga bezpośredniego kontaktu poety z widownią. To z tego spotkania wypływa dla obu stron ryzyko (nieudanego występu czy straty czasu), a z podjęcia tego wyzwania zakończonego sukcesem – ogromna satysfakcja.
Pytanie więc, co stanie się po odwołaniu ograniczeń w kontaktach między ludźmi? Jaki slam nas czeka? Bo jaki może być teatr, elokwentnie i przejmująco pisał (pytał!) Paweł Drewniak w „K/255: Kwarantanna. Tydzień drugi” na portalu teatralny.pl.
Czy więc, podążając trochę za myślą Drewniaka, będziemy chcieli, jako widownia i twórcy, odreagować izolację i nagromadzony strach prostą rozrywką? Czy w tę stronę przechylą się slamy? Czy z równie lekkim duchem będziemy się w ogóle jeszcze zbierać w niedużych przestrzeniach, żeby słuchać wierszy? Czy ryzyko i lęk, jakie pewnie będziemy musieli od teraz wkalkulowywać w swoje decyzje, będą tego warte? Na to ostatnie pytanie odpowiem, tylko za siebie – tak. Może jednak takich osób, jak ja, będzie jeszcze przez długi czas za mało, aby turnieje wróciły do normalności?
A kiedy już się tak stanie, to będzie jednak nowa normalność, która, oby, odznaczała się tylko tym, że nikogo nie zdziwi maska na twarzy poetki. Już nie rekwizyt, ale codzienna część ubrania, jak czapka, której możesz być przyzwyczajony nie zdejmować. Większość z nas, którym zdarza się zabłądzić na scenę, wie też, że mikrofony to siedlisko wszelkich zarazków. Czy organizatorzy nie powinni więc od teraz pozwolić uczestnikom przynosić własne? Osłaniać pożyczone urządzenia filtrami? Dezynfekować? Przerywać w pół rundę, bo ktoś kaszle i nie zakrywa ust ręką?
Te sprawy mogą brzmieć jak nic nie znaczące, ale trudno nie zadawać sobie tych pytań, kiedy chce się zapewnić poczucie bezpieczeństwa, którego jedyny dobry rodzaj wypływa z faktycznego zapewnienia bezpiecznego przebiegu wydarzenia! Zapewne przyzwyczaimy się i do ryzyka i do sposobów jego minimalizacji.
3.
Optymistyczny obraz, jaki wyobrażam sobie na czas okresu przejściowego, a więc na lato, to turnieje na wolnym powietrzu. Nad brzegiem rzeki, w amfiteatrze czy w ogródku knajpy… Slam umie się mieścić i dopasowywać do najróżniejszej przestrzeni. A może małe, mobilne turnieje na podwórkach, z widownią siedzącą w oknach swoich mieszkań? Sporo da się zrobić małym kosztem i dużym wysiłkiem własnej pracy i czasu. Może to i dobra okazja, żeby zapomnieć na trochę o istniejącym już „środowisku” slamowym, wyjść z piwnic, wyjść z ekranów, po prostu wyjść… Może przesadzam z tym optymizmem. Trzeba jednak jakoś przetrwać ten czas aktywnie, w gotowości, choć to trudne jak nigdy.
Pesymistyczny scenariusz to natomiast przedłużające się obostrzenia, niesłabnący lęk i, coraz bardziej dobrowolna, izolacja. Mamy do czynienia z historycznym światowym kryzysem, którego skutki odczuwać będą jeszcze kolejne, nie narodzone nawet pokolenia. Ciekawe też, jak bardzo formacyjnym doświadczeniem okaże się to dla wchodzących teraz w dorosłość artystek i artystów. Czy tym bardziej polegać będą na mediach, aby móc się wyrazić? Czy będą w ogóle podejmować ryzyko wejścia na scenę? Dołożenie nowej warstwy społecznej nieufności może zmienić nas nie do poznania.
4.
Mimo wszystkich tych pytań bez odpowiedzi i niepokoju, który przenika moje słowa, patrzę w przyszłość z dużą ciekawością. Wiem, że, jak tylko będzie można to zrobić, w całym kraju wybuchnie wolność, obudzą się knajpki i restauracje, zaczną się koncerty, spektakle i slamy. Nigdy nie brakowało nam tematów do scenicznej rozmowy, ale czas spędzony w przymusowej izolacji będzie jednoczącym doświadczeniem, a epidemia zrozumiałym na całym świecie punktem odniesienia. Wieloaspektowy kryzys napycha nam dziś głowy nie tylko obrazami nierówności, absurdów i złoczyńców, ale też przykładami wdzięczności i aktami poświęcenia, co daje odrobinę nadziei.
Wyjdziemy ze swoich domów spragnieni słońca, kontaktu i rozmowy. Slam poetycki może być doskonałą odpowiedzią na zaspokojenie tych potrzeb. Będzie też najszybszym narzędziem refleksji i krytyki wymierzonej tam, gdzie bardzo się należy. Będzie naszym wspólnym śmiechem, będzie krzykiem. Jestem przekonany, że pomoże nam dojść do siebie.
Bardzo już za Wami tęsknię i cieszę się na myśl o nieustannie zbliżającym spotkaniu.
Maciej Mikulewicz