Slamoteka IX – rozmowa z Rudką Zydel, zwyciężczynią Pierwszych Ogólnopolskich Mistrzostw Slamu Poetyckiego

Rozmowa z Rudką Zydel, zwyciężczynią Pierwszych Ogólnopolskich Mistrzostw Slamu Poetyckiego, która reprezentowała niedawno Polskę podczas mistrzostw ogólnoeuropejskich w Brukseli, zaś jej debiutancki tomik ukaże się w formie nagrania z występu na żywo w 2018 roku. 

Maciej Mikulewicz: Zostałaś w maju tego roku pierwszą mistrzynią ogólnopolskiego turnieju slamowego, który odbył się w Poznaniu, co znaczy dla Ciebie ten tytuł?

Rudka Zydel: Trudno powiedzieć. Z jednej strony oczywiście bardzo się z niego cieszę, w końcu miałam okazję rywalizować ze świetnymi slamerami i usłyszeć przynajmniej kilkoro poetów, których nie znałam. Konkurencja była mocna, więc wygrana w tym turnieju jest dla mnie na pewno ważna. To też jakiś sygnał, że duża grupa ludzi mnie zwyczajnie usłyszała, zrozumiała, co chcę powiedzieć i jakoś to doceniła. Z drugiej strony mechanizm slamu ma to do siebie, że dużo zależy od przypadku, a i sama ocena poezji jest mocno subiektywna. Jest w tym jakaś chwilowość, co zawsze mam z tyłu głowy, kiedy o tym myślę.

Nie miałaś jeszcze swojego tomikowego debiutu, Twoje wiersze ukazywały się tylko w sieci, ale sukcesem zakończyła się właśnie zbiórka na wydanie Twojej debiutanckiej płyty z nagraniem występu slamowego. Dlaczego zdecydowałaś się na tak niezwykłą formę publikacji?

W druku moje teksty ukazały się do tej pory w kwartalniku „Arterie”, zostały zresztą zaklasyfikowane jako proza. Organizatorzy europejskich mistrzostw wydali również książkę z naszymi tekstami w trzech językach. Reszta to publikacje internetowe. Początkowo poznańska Fundacja KulturAkcja zaproponowała mi nagranie solowego występu i opublikowanie go w internecie. Zależało mi jednak na tym, żeby coś po tym pozostało, nawet jeśli to miałoby być tylko kilka płyt. W Fundacji pojawił się pomysł zapoczątkowania serii poetyckiej z tomikami slamerów w wersji audio i moja płyta Łoskot ma być pierwszym albumem z serii. Wielokrotnie słyszałam, że mój głos czy sposób prezentacji jest jednym z kluczowych elementów całego występu. Na płytę złożyły się teksty, które przedstawiałam na slamach poetyckich w ciągu ostatnich kilku lat, pisane z myślą o slamach, pisane językiem, którym sama mówię, a który nie zawsze dobrze wsiąka w papier. Poezja slamowa jest specyficzna i myślę, że warto przedstawić ją w formie możliwie zbliżonej do oryginału, takiej, w której ma szansę prawdziwie wybrzmieć, dosłownie i w przenośni.

Oczywiście wydanie tomiku w takiej formie wiąże się z pewnymi kosztami, uważam też, że osobom zaangażowanym w techniczną stronę całego procesu należy się wynagrodzenie, to jest po prostu praca. A jednocześnie, podobnie jak na slamach poetyckich, o „być albo nie być” poety decyduje publiczność, tak i tutaj uznaliśmy, że dobrze byłoby ją zaangażować. Dlatego też zorganizowaliśmy akcję crowdfundingową.

Jakie tematy najchętniej poruszasz w swoich tekstach i jakie Ciebie poruszają w poezji? 

Nie analizuję swoich tekstów pod kątem poruszanej tematyki, one prawie zawsze powstają spontanicznie, właściwie nigdy nie zaczynam pracy od jakiegoś z góry założonego konceptu. Zdarzają mi się teksty zaangażowane społecznie, antyrasistowskie czy pisane z perspektywy feministycznej. Ale sprowadzają się chyba do rozwinięcia jakiejś męczącej myśli, riposty, która nie przyszła do głowy na czas. Są często prześmiewcze, ironiczne, bo to pomaga w zyskaniu dystansu. Są też rzeczy, z którymi nie bardzo można dyskutować na poważnie, bo ktoś tej dyskusji zwyczajnie nie chce. W wyścigu na inwektywy nie chcę brać udziału, więc mogę taką rzecz wyolbrzymić, doprowadzić do absurdu i w ten sposób przebić balonik. Chciałabym myśleć, że te teksty nie są np. feministyczne czy polityczne, tylko po prostu ludzkie. Tym bardziej, że są przede wszystkim osobiste, mówię głównie o sobie, o tym co mnie porusza czy na co ja osobiście się nie zgadzam. Nie wiem, czy kogoś interesuje artykuł, w którym prawicowy dziennikarz zarzuca Polkom, że rodzą dzieci cudzoziemcom. Ale mnie jako człowieka oburza taka narracja, a komentarze, które pojawiły się pod tym artykułem, przyprawiły mnie o mdłości. Jeżeli mówię, metaforycznie oczywiście, że jestem mleczem a nie różą, nie łanią tylko łosiem w sitowiu, to w jakimś sensie sprzeciwiam się pewnemu obrazowi kobiecości w kulturze, a z drugiej po prostu wyrywam sobie jej kawałek dla siebie, próbuję siebie wpisać w tę kobiecość i bycie kobietą jakoś umiejscowić w byciu sobą. Jeżeli ktoś się w tym rozpozna, w niezgodzie jakiejś na zastany model, w odzyskiwaniu szacunku do siebie i swojej siły, to super.

Ten czynnik ludzki interesuje mnie też chyba najbardziej w tym, co tworzą inni. Ich osobiste spojrzenie, czasem perspektywa, która staje się oczywista dopiero, kiedy się ją usłyszy, a na którą jakoś samemu się nie wpadło. Cenię odważne teksty, które w jakiś sposób odsłaniają autora albo obnażają bolesny temat. Oczywiście liczy się warsztat, umiejętność posługiwania się językiem, czasami działanie na wyobraźnię. Są poeci, którzy w ciągu kilku minut tworzą mi w głowie bardzo konkretny obraz, był np. taki co mi zasiał w mózgu łąkę. 

Na początku grudnia wzięłaś udział w ogólnoeuropejskim turnieju European Championship Slam Poetry 2017 w Brukseli, zajmując w nim dobre, czwarte miejsce. Jak wyglądały te mistrzostwa z Twojej perspektywy?

Pierwszy raz brałam udział w tak dużym przedsięwzięciu slamowym. Dwudziestu dwóch poetów z dziewiętnastu krajów, trzy bardzo intensywne dni zwieńczone kilkugodzinnym turniejem z telewizją publiczną, salą pełną ludzi i live streamem, który w pewnym momencie oglądało 5 tys. osób, w tym z takich krajów jak Indie czy Senegal. Do tego precyzyjny pomiar czasu, punkty karne, elektroniczny pomiar aplauzu itd. To trochę przerażające. Trzeba jednak powiedzieć, że organizatorzy naprawdę zadbali o to, żebyśmy się poznali nawzajem i spędzili ze sobą dużo czasu, chociażby w trakcie nocnych sesji pisania czy open mic’u. W czasie turnieju każdy z poetów miał okazję przedstawić przynajmniej dwa teksty przed ostateczną oceną, dzięki czemu publiczność miała lepszy obraz jego możliwości. Grafik był napięty, spaliśmy mało i naprawdę nie mieliśmy czasu na nudę, ale to jest tak niesamowita dawka kreatywnej energii, że absolutnie niczego nie żałuję.

Jak więc publiczność odbierała Twoje występy?

Szczerze mówiąc, bałam się, że teksty prezentowane po polsku nie będą do końca zrozumiałe. Na ekranie za naszymi plecami wyświetlano oczywiście przekłady, ale pewne znaczenia w tłumaczeniu giną. Mam też świadomość, że wiele z nich jest mocno zanurzonych w polskiej kulturze, więc starałam się je dostosować tak, żeby były bardziej uniwersalne. Okazuje się jednak, że pewne zagadnienia przemawiają do wszystkich, a np. humor można przekazać nawet w języku obcym dla słuchacza. Najmocniej publiczność zareagowała chyba na tekst o Brukseli czy szerzej – Europie. To był tekst na z góry zadany temat, poruszało go dziesięć osób i był jedynym napisanym i przedstawianym przeze mnie tekstem po angielsku. Po raz pierwszy też w ogóle prezentowałam go publicznie, jest mocno osobisty i emocjonalny i było słychać, jak myślę, że trudno było mi go czytać. Na takim emocjonalnym poziomie chyba właśnie zadziałał najmocniej.

Jakie interesujące różnice w slamowaniu dostrzegłaś u zawodników?

To była niesamowita mieszanka tematów i stylów. Od poezji klasycznie pojmowanej, przez baśniowe opowieści, emocjonalne krzyki, teatralne performensy, manifesty transgenderowe aż po poruszające teksty na granicy hiphopu. Była piękna spowiedź chłopaka, który potrącił samochodem małą dziewczynkę, była zabawna, alegoryczna opowieść o chorobie dwubiegunowej, poruszający list do matki, rodzaj sceny miłosnej między kochającą kobietą, a znęcającym się nad nią mężczyzną. Myślę, że trudno będzie mi zapomnieć tekst Bojana z Serbii, który mówił o różnicy między Cyganami i Romami, o tym, czy w ogóle jest jakaś i dlaczego można między tymi tożsamościami wybierać. Dużo było tekstów dotyczących tożsamości i identyfikacji kulturowej, których na polskich slamach jest niewiele, jakbyśmy bali się poruszać takie tematy. Niektóre z nich nie byłyby pewnie zrozumiałe. Czarnoskóra reprezentantka Belgii, której matka jest Rwandyjką, mówiła o doświadczeniach znanych wielu osobom z wielokulturowej widowni. To też jest doskonały powód do tego, żeby na takie slamy jeździć i żeby zapraszać zagranicznych slamerów do siebie, żeby spróbować spojrzeć na świat z innej perspektywy. W przyszłym roku mistrzostwa odbędą się w Budapeszcie, więc całkiem blisko. Podobno nie ma jeszcze gospodarza na rok 2021, może to nasza szansa, żeby otworzyć się na innych ludzi i spróbować się nawzajem wreszcie usłyszeć.