Rozmawiając z kolejnymi slamerami i zastanawiając się wspólnie z nimi nad charakterem i techniką improwizacji poetyckiej, oczekiwałem niecierpliwie dnia improwizowanego turnieju slamerskiego (9 sierpnia 2017), zorganizowanego przez Fundację KulturAkcja i KontenerART w Poznaniu. Jako że napisałem dla niego regulamin, a następnie poprowadziłem go, mam parę spostrzeżeń dotyczących tej formuły w praktyce.
Obraz nieustannie trzęsących się rąk Artura Bandelaka, który turniej wygrał, dobrze oddaje część jego atmosfery – oczekiwania, skupienia, stresu. Napięcie brało się z nieprzewidywalności trzech słów, których to zestawy poetki i poeci losowali na ok. 5 minut przed wejściem na scenę. Każdy musiał wykorzystać w rundzie wszystkie z nich, dowolnie je przekształcając i odmieniając, albo zdać się w tej sprawie na inwencję, ale i złośliwość, publiczności.
Zeszłoroczne doświadczenie, kiedy poznańscy slamerzy po raz pierwszy spotkali się z tą formułą, podpowiadało, że są przynajmniej dwie skuteczne strategie poradzenia sobie z przypadkową tematyką: albo przygotować sobie jak najkrótszy, kilkuwersowy, zwarty tekst w ciągu dostępnych pięciu minut, albo przemyśleć trzy sensy jako punkty zaczepienia i przestrzeń między nimi wypełniać na scenie. Większość performerów wybierało tę drugą strategię, bardziej widowiskową i ryzykowną.
W tym roku było podobnie. Slamerzy w improwizacji często zaczynali od przygotowanej wcześniej frazy, zawierającej często już dwa z wylosowanych słów, ustawiającej im cały występ, dochodząc stopniowo do trzeciego z nich. Sięgali przy tym po swoje doświadczenia, znane piosenki, język polityki, cytaty z własnych i cudzych tekstów, budując zaskakujące, czasem chwiejne, często dowcipne, ale też bardzo satysfakcjonujące poetyckie opowieści. Oczywiście nie wszystko się udawało, nie każda z tych tworzonych na naszych oczach sytuacji dała się obronić. Fascynujący był jednak sam proces dobierania słów, zdań tworzonych celowo, ale też nieustannie składających się przypadkowo w nowe sensy.
Przykładowe zestawy słów, które można było wylosować to m.in.: <zegarek samobójca tabletka>, <seks Jezus upierać się>, <fantazja łono rzeżucha>, <dobro społeczeństwo bomba>, <pająki kamienie rzucać>, <ocieplenie Cejrowski zasada>, <rynek prawo wieczór>, <praca niepokój śmierć>.
Właściwie najważniejszą umiejętnością, dzięki której większość improwizowanych występów się udawała, było utrzymanie rytmu wypowiedzi. Kto zastanawiał się zbyt długo i za często, nie ufał sobie na tyle, żeby podążać za skojarzeniami, tracił wiarygodność i gubił uwagę publiczności. W całej złożonej trudności tych występów tkwiła też niewątpliwa ich atrakcyjność dla widzów, pełniących też, oczywiście, rolę sędziów. Drugie miejsce, po Arturze, zajął Michał Małysa. Obaj znaleźli swoje sposoby na snucie tekstów płynnie i inteligentnie, nie przesadzając jednocześnie – unikając pułapki leżącej w chęci osiągnięcia w improwizacji zbyt wiele. Jak uczy Keith Johnstone, jeden z pionierów współczesnego teatru improwizowanego: „[…] nie staraj się być oryginalny i zaskakujący podczas improwizacji, publiczność potrzebuje nadążać za narracją, lubi trochę przewidywać, co się stanie […] publiczność przychodzi oglądać kogoś, kto pokonuje strach przed sceną, ale i kogoś kto nie próbuje być mądry, wielki i przezabawny”.
Maciej Mikulewicz