Debiutancki tom Joanny Bociąg Boję się o ostatnią kobietę czytałem nie tyle jako zbiór niezależnych od siebie wierszy, ile przestrzeń sensów i relacji, jakie poszczególne utwory mogą między sobą nawiązywać. Lektura recenzowanej książki poetyckiej przebiega w wiele różnych stron naraz, domagając się od czytelnika dużej uważności, skoncentrowania nie tylko na odnajdywaniu przekazów, ale również na szukaniu powiązań między wierszami. Autorce zależy bowiem nie tyle na znaczeniach płynących z pojedynczych utworów, ile na poetyckiej narracyjności, możliwości szerszego – rozpisanego na cały tom – opowiadania.
Gdyby chcieć jednoznacznie, możliwie najkrócej, stwierdzić, co jest dla poetki wiodącą emocją, głównym tematem, można by powiedzieć – nieco uogólniając – że strach. Owszem, jest on wyrażony już w samym tytule, jednak jego istota nie jest wcale taka oczywista w trakcie lektury. Podmiotka Bociąg nie mówi bowiem wprost o doświadczeniach i o opresjach (jakże kluczowych dla całej książki!), nie próbuje również ich definiować czy objaśniać poprzez opis, a stara się za to ukazywać mechanizmy, które o nich stanowią. Właśnie – mechanizmy. To słowo-klucz dla pisania o tym tomie. Choć Bociąg stawia na redukcję, oszczędność formalną i ilościową, to jej utwory wydają się rozbuchane, nieskończone i niezamknięte – każdy wiersz jest jednocześnie sam-w-sobie (jako odrębny, własny, zdający relację z określonego stanu czy przeżycia) i uzależniony od innych (jako ujawniający sensy dopiero w zestawieniu, porównaniu). Poetkę fascynuje bowiem wyciąganie znaczeń poza obszar jednego wiersza i wskazywanie jego obecności w innym, a także tworzenie wielopoziomowych relacji między tekstami – zarówno poprzez logiczną wynikowość (rozwijanie w następujących po sobie utworach tej samej historii – jak w dwóch ogniach, dniach, bożym ciele I, bożym ciele II, zabiegu trzecim, twojej krwi i Monice I, opowiadających o serii wypadków w rodzinie), jak i językową zbieżność.
Mówiąc o recenzowanym tomie, łatwo wpaść w pułapkę zamykania go w określeniu „konceptualny”. Wprawdzie nie ma nic złego w próbie takiego definiowania debiutu Bociąg, jednak wydaje się, że charakterystyczna dla jego istoty jest nie tyle spójność czy przemyślana struktura, ile implicytność i zmuszanie czytelnika do poruszania się w poszukiwaniu sensów po wyznaczonych przez autorkę torach. Dobrym przykładem tego zaplanowanego działania jest wykorzystanie motywu ryby, który, pojawiwszy się w kilku utworach, zaczyna być w pewnym momencie wyzwalany w świadomości odbiorcy wyłącznie za sprawą językowych sugestii. W związku z tym, że pojawia się wierszach Marta II w perspektywie fenomenologicznej redukcji (w jej ustach / ryba była rybą / nie mięsem) i w cykorii podróżniku jako przykład działania mechanizmu represji (zielsko to nie roślina / ryba to nie zwierzę), to jego obecność w gdybym używała takich słów wydaje się oczywista za sprawą niedopełnionego schematu frazeologicznego (więc co ja tam mogę / powiedzieć / przecież ja nawet nie mam głosu). Jak wiadomo, to ryby i dzieci głosu nie mają, jednak wiersz, wychodząc naprzeciw automatyzacji, wyzwala de facto to, przeciwko czemu się buntuje: modyfikując obecny w uzusie związek frazeologiczny, zwraca uwagę nie na to, co przekształcone i nowe, a na to, co pominięte.
Podobnych strategii w recenzowanym tomie jest więcej, jednak ważniejsza od ich obecności (czy też możliwości dostrzeżenia) jest przestrzeń, którą dzięki swojej skuteczności tworzą. Autorka nie myśli bowiem o pojedynczym wierszu, nie każe ich oddzielnie interpretować (jako niezależne całostki), tylko skupia się na organizowaniu obszaru znaczeń i obrazów, po którym należy się poruszać. Wprawdzie Bociąg sugeruje odbiorcy konkretne tropy lekturowe (choćby za sprawą tytułów czy powtarzania tych samych słów w następujących po sobie utworach), wskazuje na możliwą do przyjęcia perspektywę poznawczą, jednak jej zamiarem jest nie tyle współpraca z czytającym, ile – wręcz przeciwnie! – usypianie jego czujności, tworzenie pozorów porozumienia. Lektura książki Boję się o ostatnią kobietę przebiega bowiem w dość specyficznej sytuacji, w której odbiorca skupia się nie na treści czy kreowanych obrazach, a na konstruowaniu powiązań między wierszami. W chwili, gdy zdajemy sobie sprawę, że (nie)świadomie łączymy ze sobą poszczególne utwory, że dostrzegamy wynikające z powstających relacji sensy, zaczynamy dowartościowywać samych siebie jako wnikliwych czytelników, pozostając przy tym zupełnie bezkrytycznym wobec politycznego potencjału poezji Bociąg. Autorka z kolei, wykorzystując fakt, że odbiorca skupiony jest na konstruowaniu siatki zależności i zestawianiu poszczególnych wierszy, niejako implikuje czytającemu własne punkty widzenia i wartości. Ten zaś, będąc cały czas skoncentrowanym na tworzeniu mapy relacji, nieświadomie pozostaje na nie otwarty, przyswaja je bez zastanowienia. A jest co, bo poetka, o ewidentnie lewicowej wrażliwości angażuje się w dyskusje o prawach zwierząt (m.in. w ustawie o ochronie praw zwierząt, utworze, który – podobnie jak konstytucja ze Statystyk Kiry Pietrek – przekształca fragment aktu prawnego w wiersz), feminizmie (bezbronne) i ekologii (pod moim domem ścieli pierwsze chabry, drzewa). Najwięcej uwagi poświęca jednak opresjom, których jej podmiotka ciągle doświadcza – czy to ze względu na płeć (szeroko rozpisany problem), czy pełnioną funkcję społeczną (m.in. córki i partnerki).
Choć debiut Bociąg czyta się przede wszystkim jako całość, to pojedyncze wiersze zachwycają precyzyjnością frazy i przemyślaną konstrukcją. Autorka z dużą lekkością i świadomością posługuje się słowem (warto w tym miejscu odnotować jej filologiczne wykształcenie), wykorzystując podobieństwa brzmieniowe i znaczeniowe wyrazów – tak jak w bożym ciele I: 25 maja jego matka ma wypadek / / jedzie na rowerze / prosto pod samochód / / tego roku dzień matki wypada / w Boże Ciało. Utwór skomponowany jest nie tylko wokół rzeczownika „wypadek” i czasownika „wypadać”, ale również innego, nieobecnego w tekście, lecz wyraźnie zasugerowanego, czasownika – „wpadać” (pod samochód). Uruchamia się w tym wierszu ten sam mechanizm, co przy zmodyfikowanym związku frazeologicznym – przywołanie określonego słowa wynika z faktu jego pominięcia; będąc nieobecnym, niejako zaznacza swoją obecność, domagając się dopowiedzenia, wprowadzenia w obszar znaczeń. Równie skutecznie Bociąg korzysta z paradoksu i przewrotności, której najlepszym przykładem jest poetka: przylatuje samolotem z drugiego końca Polski / na spotkaniu mówi / kochajmy ziemię. W tych trzech wersach ujawnia się nie tylko zdolność autorki do konstruowania zaskakujących i ciekawych obrazów (opozycja powietrze – ziemia, góra – dół, pozorność – prawda, zewnętrze – wnętrze) oraz wykonywania politycznych gestów (demaskacja fałszywego zaangażowania), ale również przeprowadzania obu tych rzeczy przy absolutnej przejrzystości i oszczędności słowa.
Wiersze Bociąg opowiadają się przeciwko wielosłowiu zarówno ze względów formalnych, jak i – tak to nazwijmy – psychologicznych. Wyrażony w tytule tomu strach związany jest bowiem z lękiem nie tylko o siebie, bliskich, rozpad relacji czy postępującą dewastację natury i klimatu, ale również o pamięć. Wiele utworów portretuje konkretne sytuacje i osoby, uwzględniając czas, jaki ich dotyczy – tak jak wtedy, gdy w zabiegu trzecim czytamy, że dzień po drugiej operacji / starsza córka / łamie sobie nos czy w kiwi, gdzie podmiotka wyznaje że zjadłam / kiwi / które było / na parapecie // ciepłe dojrzałe i miękkie // miesiąc później / pomyślałam / o wierszu / Williamsa. Z tej perspektywy redukowanie treści i sensów wydaje się nie tylko zrozumiałe, ale również konieczne – by pamiętać o przeszłości, należy sprowadzić ją do pojedynczych zdarzeń, odrzucając wszystko, co niekonkretne i naddane. Tylko w ten sposób, dokonując selekcji, sprowadzając rzeczy do ich istoty, można je uchronić przed zapomnieniem. Należy bowiem wybrać tylko najważniejsze, żeby zatrzymać poruszenie.
Joanna Bociąg, Boję się o ostatnią kobietę. Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Odział w Łodzi, Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2020, s. 58.
Kamil Bujny – ur. 1996, absolwent kultury i praktyki tekstu: twórczego pisania i edytorstwa, student filologii polskiej oraz publikowania cyfrowego i sieciowego na Uniwersytecie Wrocławskim. Współpracuje z portalem Teatr dla wszystkich.