Romans z tekstem
Uwaga, pisałem to dnia 17.09.2011 około 4 rano. Otóż zrobiłem sobie czytańsko w domku, krytycznoliteracki czwartek motzno. Wszystko działo się 16 września 2011 r. Pewnie przeczyta to kilka osób nim to usuną, ale cóż, przynajmniej będziecie wiedzieć, wklejajcie to gdzie się tylko da! Ale wracam do czytańska. Miałem z 20 książek poetyckich, prawie wszystkie najgorętsze nowości wydawnicze here. Kawa się lała litrami, masa kawy poszła. Około godziny 22 miałem tak dobrze, że zacząłem pisać recenzję z jakiejś książki. Nawet niezła, fajna okładka mała czcionka. Książka jest lekko surrealistyczna, wchodzimy w tryb zaangażowanego czytania. I jest coraz lepiej, moje zdolności interpretacyjne skupiają się na jej okładce, ona się znaczeniowo wykrzywia. Chciałem wpisać w nią swój idiom, przyjemność tekstu motzno wtedy była. Dotknąłem jej punktu poróżnienia, ona otworzyła przede mną mnogość metafor od razu. No i zmierzam do stworzenia odkrywczego zwrotu, akurat się zwolniło miejsce. Przeglądamy się w sobie nawzajem jak dwa teksty, ja się hermeneutycznie rozbieram ona niezmienna jak intencja autorska. Ja się pytam sam siebie czemu nic nie robi ze mną jako z afektywnie pobudzonym ciałem czytającym. Autorka na ostatniej stronie mówi mi, że musi mi coś powiedzieć. No to ja ok szybko chcę przeczytać i chcę plenić znaczące. Ona mówi do mnie że ESTETYKA RELACYJNA NIE ISTNIEJE.. Ja sobie kurwa myśle co ona kurwa bredzi, ile wypiła czy co. Ja przed debiutem krytycznoliterackim oczywiście, miała być moją pierwszą książką. To ona mówi że estetyka relacyjna to tylko legenda, że ona nie istnieje i że każdy kto mówi że dzieło sztuki stworzyło z nim relacyjną całość to słyszał tę historię i powtarza ją każdemu. Ja zaśmiałem się głos i macam tylną okładkę. Ona mi wykrzyknikiem strzeliła i mówi bym słuchał. Mówi mi że jak napiszę o tej ostatniej stronie w recenzji, to po prostu zniknę. Estetyki relacyjnej nie ma, ale mam napisać w recenzji że książka oddziaływała na mnie afektywnie a ja na nią i że było to niezłe. Brzmiało to bardzo serio, dziś wysłałem do autorki maila czy to prawda a ona odpisała mi że tak. I o co w tym kurwa chodziło? Ktoś może to potwierdzić? Jakoś subiektywnie by nikt się nie dowiedział albo coś takiego, bo jak to prawda nie chcę znikać.
Od autora
O co chodzi? Otóż przerobiłem jedną z popularnych past (tekst przypominający opowiadanie, kopiowany i rozpowszechniany przez internautów), zwyczajowo nazywaną Seks nie istnieje, i przerobiłem jej treść w taki sposób, aby opowiadała o krytycznoliterackiej klęsce. Jednocześnie starałem się pozostawić bez zmian zasadniczy szkielet fikcyjnej historii (nie usuwałem również gatunkowej sygnatury, czyli literówek i błędów interpunkcyjnych).
Dlaczego to zrobiłem? Po pierwsze – żeby sprawdzić, na ile reguły (?) tego internetowego gatunku literackiego mogą sprawdzić się jako forma wypowiedzi metakrytycznej. Hobbystycznie interesuję się tym tematem już od jakiegoś czasu. Poruszył go niedawno na łamach „Stonera Polskiego” Jakub Skurtys, publikując tzw. „pas(sa)tę krytyczną”, która jednak – moim zdaniem – nie jest najlepsza. Zainspirowany pomysłem Skurtysa i jednocześnie chcąc napisać taką krytycznoliteracką pastę, z której sam byłbym zadowolony, stworzyłem Romans z tekstem.
Łukasz Żurek – ur. 1991. Filolog, krytyk literacki. Mieszka w Warszawie.