Miejsce, z którego startuje najnowszy tomik Szczepana Kopyta, konfetti (WBPiCAK, Poznań 2021), określił poemat cała wstecz, stanowiący centrum jego poprzedniej książki, czyli na giełdach nadprodukcji pikują akcje przetrwania. Wiązkę powracających w tym niepokojącym utworze motywów, takich jak pętla, pusta nostalgia czy zamknięcie podmiotu w zgranych językach, odnajdujemy w otwierającym najnowszy tomik motcie z Osiemnastego brumaire’a Ludwika Bonapartego Karola Marksa. Mowa w nim o tradycji „wszystkich zmarłych pokoleń” jako ciężarze dla żywych oraz o epoce kryzysu rewolucyjnego, w której do tworzenia czegoś, „czego nigdy jeszcze nie było”, klasa rewolucyjna posługuje się zapożyczonym językiem i z konieczności przywołuje duchy przeszłości. Autor buchu przenosi Marksowskie rozważania nad przeszłością na poziom horyzontu współczesnej wyobraźni (tak poetyckiej, jak i politycznej) już w otwierającym konfetti minimalistycznym obrazku:
okupowany kraj noc ucieczka
przed służbamityp bez hajsu laska z brzuchem
lokalsi dość chłodni i onarodzi w jakiejś ruderze
wojsko dokonuje czystki etnicznejcała trójka potajemnie
przekracza granicę(początek)
Analogia między sytuacją towarzyszącą narodzinom Jezusa a kryzysem migracyjnym zmusza do zastanowienia nad sensownością mówienia
o politycznym „teraz” za pomocą figury bardzo mocno zakorzenionej
w tradycji. Zauważenie napięcia między prekarnym życiem a zarządzającym nim aparatem władzy (okupacja, służby, granice, wojsko…) sprawia, że dostrzegamy również uniwersalny charakter tej relacji. Podobne wnioski towarzyszą pierwszej lekturze wiersza obowiązki królowej śniegu, w którym zakorzeniona w tradycji baśniowa konwencja służy opowiedzeniu historii produkowania śniegu przez królową-kapitalistkę. Tym razem nie chodzi jednak o zwrócenie uwagi na to, co wspólne i uniwersalne, lecz o wyłuskanie krytycznego potencjału z charakterystycznego dla baśni sposobu obrazowania. Otóż motyw magicznej sprawczości jednostki wyjaskrawia tło wiersza, czyli upiorny obraz przyrody podporządkowanej mechanizmom rynkowym, zarządzanej przez „maszynerię wytwarzającą biel”.
W dalszych, niecytowanych w motcie do konfetti fragmentach z Osiemnastego brumaire’a… Marks stwierdzał, że nowoczesna rewolucja nie z przeszłości, lecz jedynie z przyszłości czerpać może swą poezję, stąd powinna się wyzbyć wszelkiej zabobonnej wiary w przeszłość. Nie przypadkowo więc nadzieję na przełamanie kryzysu wyobraźni politycznej Kopyt ewokuje obrazem „przemiany archiwów w konfetti na czas zwycięstw” (starsi). Poecie bliżej jest jednak chyba do bardziej subtelnej relacji między tym, co „stare”, a tym, co „nowe”:
Wszystko stare jest nowe, gdy dbasz o swój wzrok.
Nie chodzi tu jednak o zmysł, którym ślepisz.
Wzrok przenika mrok – widzi, kiedy łżesz(wzrok)
Krytyczne spojrzenie miałoby umożliwiać dostrzeżenie ideologicznego charakteru wiecznego „teraz”, jaki roztacza przed nami realizm kapitalistyczny, karmiący się kliszami z kulturowo-politycznego imaginarium. M.in. o tym opowiada wiersz robotnice, w którym Kopyt pokazuje sposób, w jaki zarządza się przedstawieniami klasy robotniczej po to, by wytworzyć przeświadczenie, że walka klas to przestarzały koncept:
i kiedy szturmują kolorowy ekran newsów
wiesz bo upewniono cię że to szachrajstwo
że steruje nimi obce bóstwo lub mocarstwo(…)
W książce kilkukrotnie powraca temat konieczności pozbycia się naiwnych, stereotypowych wyobrażeń na temat współczesnego porządku klasowego, tak aby już w teraźniejszości dostrzec to, co nowe: „cały przyszły proletariat”, „nieabstrakcyjną masę” (my). Widma przeszłości oraz myślowe klisze, z którymi trzeba sobie jakoś poradzić, nie mają sprawczości same z siebie, lecz są przywoływane i reprodukowane przez konkretne grupy. O ile we wcześniejszych książkach Kopyta gniew wymierzony był zazwyczaj w tych, którzy sumienia macie/ utytłane w zakrzepłym czasie pracy (uderzenie z tomu kir), o tyle w konfetti poeta znacznie częściej atakuje określone odłamy środowisk lewicowych. W najbardziej satyrycznych i jednocześnie ryzykownych fragmentach książki krytykuje reprezentantów odległych od siebie nurtów lewicowej myśli, czyli marksizmu-leninizmu (tankietka) oraz utopijnego anarchizmu (na marginesie wstępu), za to samo: zabawę w rekonstrukcje historyczne, ignorowanie rzeczywistej struktury klasowej. Z kolei w wierszu zawodowcy poeta kpi z uniwersyteckich wykładowców, zamieniających radykalne idee w hasła, które tracą swój związek ze społeczną praktyką:
gdy krzyczał
siły wytwórcze
uderzał pięścią w blat(…)
gdy mówił niepewnie
walka klas
szukał interakcji między jednostkami
Jak wyobrazić sobie to, co wykraczałoby poza zbudowane z widm przeszłości „teraz”? Temu zadaniu służy m.in. zbijająca z tropu piłeczka, wiersz będący próbą rozhuśtania lewicowej wyobraźni zafiksowanej na konkretnym obrazie osławionego jednego procenta najbogatszych ludzi (ci wszyscy piękni ludzie z modnego świata/ lepszego bogatszego…)poprzez absurdalną, infantylną historyjkę o pieskach, głaskach i kąskach. Jako ćwiczenie z wyobraźni można również potraktować dystopijną miniaturę, przywodzącą na myśl zakończenie pierwszej części Zakładów holenderskich Radka Jurczaka[1]:
fabryka
wody
czy wiersz Horyzont, przedstawiający wizję codziennego życia po końcu kapitalizmu:
(…) Nie znamy
czasu przyszłego,
własności prywatnej,
państwa.
Wychylenie w przyszłość, połączone z diagnozą współczesności, najmocniej widoczne jest w Wersach o koniecznym oporze – pisanym prozą quasi-manifeście politycznym, który poprzez swoją „traktatową” formę przypomina rozwiniętą, znarratywizowaną wersję niektórych wcześniejszych utworów Kopyta (np. nowej jakości z tomu sale sale sale czy wypisów dla klas pracujących z książki z a b i c). To chyba najbardziej bezpośredni i deklaratywny tekst, jaki poeta opublikował od czasu poematu uderzenie, bez reszty skupiony na projektowaniu „Wegańskiej Rewolucji Komunistycznej”, odrzucającej zarówno „lewacko-autorytarne” fetysze stylu życia klas pracujących i produkcyjności, jak i autonomistyczną antypartyjność, rezygnującą ze zorganizowanej walki. Wersy… nie są jednak oderwane od całości książki, bronią się jako konieczny element jej kompozycji. Dyskursywną formę Wersów… zapowiada bowiem zakończenie wiersza my:
8
musicie widzieć to rozłącznie by o tym opowiadać
mówią9
co jest nie tak z tym wierszem
to ekstrakt
możesz się
skrzywić
Pytanie „co jest nie tak” pojawia się w my również wcześniej i sygnalizuje albo to, że dany fenomen jest niezrozumiały, albo że nie pasuje do całości wiersza. Część ósma, będąca negatywem zakończenia o potrzebie ponowoczesnej pieśni religijnej z sale sale sale (te dwie rzeczy powinieneś widzieć/ łącznie zawsze łącznie nigdy jako jedno), sugeruje jednak, że być może sama struktura wiersza uniemożliwia odpowiednie ustawienie krytycznego spojrzenia. Zamiast ekstraktu Kopyt proponuje więc Wersy… – bardziej potoczysty utwór, który jednocześnie konkretyzuje nadzieję na przekroczenie horyzontu realizmu kapitalistycznego i stanowi odpowiedź na motto z Marksa. Kopyt porzuca bowiem tożsamościowe sentymenty lewicy w imię utopijnej nadziei wyrażanej przez widma przeszłości, nie po to, aby zaakceptować status quo.
Niestety, w podobny sposób nie tłumaczy się jedenaście wierszy następujących po Wersach… Znajdziemy wśród nich teksty lepsze (COINPLEX), gorsze (swastika eyes) lub po prostu średnie, ale wszystkie, niezależnie od swojej jakości, sprawiają wrażenie, że nie są potrzebne dla całości książki, tak jakby naprawdę kończyła się ona znacznie wcześniej. Poczucie nadmiarowości towarzyszy również przy kontakcie ze znajdującymi się w konfetti zdjęciami autorstwa Colet Marion. W pojedynczych momentach, jak w przypadku robotnic czy wyobrażenie o tym że będzie, fotografie w ciekawy sposób dopowiadają wiersze. Czasem znajdziemy na nich dość banalne reprezentacje czegoś, o czym mowa w tekście (np. światła mijania, bam czy wzrok). Znacznie częściej jednak prace artystki po prostu konotują polaroidową nostalgię, podszytą bezpieczną dziwnością. O ile we wcześniejszych książkach Kopyta warstwa wizualna stanowiła ich integralną część, o tyle w najnowszym tomiku przypomina, nomen omen, konfetti.
[1] potrafisz pomyśleć o wodzie jak o siódmym przypadku,/ spokojnym i nieużywanym, zawsze na końcu języka? (Cena wody w koloniach po raz pierwszy przekracza 100$ za baryłkę).
Łukasz Żurek – ur. 1991. Filolog, krytyk literacki. Mieszka w Warszawie.