GŁOS W ANKIECIE „CÓŻ PO PRYWACIE” (patrz nr 5/2021)
Na początek wyznanie: uwielbiam wplatać do tekstów osobiste wtręty i sugestie, ślady nie za długiej przecież historii mojego życia. Mam w sobie ten pierwotny egotyczny pociąg do snucia ekshibicjonistycznych narracji. Powstrzymuję go z wielkim trudem – pilnuję, aby nie zamieniać tekstów o interesujących mnie zjawiskach czy książkach w opowieści o sobie. Ale gdyby tylko ktoś otwarcie dał mi przestrzeń do uprawiania tego ekshibicjonizmu, np. przeprowadził ze mną wywiad, w którym padałyby pytania o moje życie – prawdopodobnie ta skrupulatnie budowana tama nie tyle kontynuowałaby przeciekanie, ile po prostu by pękła, a ze mnie wylałby się potok śmiesznych truizmów o życiu.
Kiedy więc dołączam do rozmowy o prywacie i w pierwszych słowach mam ochotę aprobatywnie odnieść się do miażdżącej krytyki Soni Nowackiej z październikowego numeru „Ósemego Arkusza Odry”[1], to nie dlatego, że gardzę tymi, którzy stanowili w poprzednich tekstach przykłady „własnych osób prywatnych”. Nie dlatego, że chcę kogoś osobiście przypinać do pręgierza i analizować to, jak bardzo dał się ponieść okazji do eksponowania samego siebie. Zdaje się, że zarówno Paweł Kaczmarski, jak i Nowacka dość otwarcie wskazywali na systemowy, rynkowy problem dyskutowanych tutaj mechanizmów. Ponieważ jednak Antonina Tosiek (więc zapewne także część innych twórców) odebrała ten atak jako atak personalny, a także z niejasnego dla mnie powodu założyła, że do worka „prywaty”, o którą można zostać oskarżoną, wrzucić należy także prowadzenie spotkań autorskich czy zabieranie głosu w dyskusji krytycznej (Mam przestać lubić rozmawianie o książkach, bo wikłam wtedy swoją „własną osobę prywatną” w jedną grę z poezją?[2]) – sądzę, że warto porozmawiać o sprawie także w trybie mikro. Tzn. spróbować odpowiedzieć na najkonkretniejsze z zadanych przez Kaczmarskiego pytań: jakie konsekwencje na poziomie konstrukcji tekstu krytycznego mogą mieć całe te rozważania nad prywatnością?
Udajmy się zatem do źródła. Tekst Macieja Woźniaka z „Wakatu”, stanowiący bezpośrednią inspirację dla inicjującego tę dyskusję Kaczmarskiego, zaczyna się od takiej właśnie systemowej analizy. I o ile jego wstępne rozpoznania intrygują, zaznaczają problem dotyczący praktyk wydawniczych i komodyfikacji prywatności, o tyle wnioski, które krytyk wywodzi ze swoich intuicji, unaoczniające się w sposobie jego pracy z omawianymi tomami, są już bardziej problematyczne. Kiedy zatem Woźniak pisze we wstępie:
Rynek wydawniczy i powszechny dostęp do internetu czynią z autora książki, nawet z autora młodego, dopiero debiutującego, od razu kogoś w trzech osobach. Nie tylko – jak drzewiej bywało – w osobie pierwszej, publicznej (dzięki okładce z nazwiskiem) oraz w duchowej, czyli trzeciej, osobie narratora lub podmiotu lirycznego, ale także we własnej osobie prywatnej. (…) [T]aka nakładka może albo ułatwić lekturę, albo przydać jej atrakcyjności[3].
Jestem gotowa przyklasnąć jego rozpoznaniom. Nie mogę jednak ukryć zmieszania, gdy czytam dalej, do czego w tekście Dwoje poetów w trzech osobach prowadzi autora ta krytyczna refleksja. Z jakiegoś bowiem powodu lekką ręką odłożone na bok zostaje to, co w pierwszym akapicie było najciekawsze: skupienie na rynkowym charakterze obecności „własnej osoby prywatnej”, na przymusie wydawcy (Tosiek w swoim tekście pisała: nie znam chyba osoby autorskiej, która musiałaby taki komentarz [do swojego wiersza na stronę wydawcy – przyp. Z.S.] napisać i nie byłaby z tego powodu zakłopotana) czy wreszcie na projektowaniu „zwykłego odbiorcy” w procesie promocji, ale także samego wydawania książek. Woźniak pytał więc o kwestie fundamentalne: o to, czy godzimy się na myślenie o literaturze w perspektywie doświadczania „autora jako marki” (zgodnie z postulatem Dominika Antonika); czy utowarowione życiorysy i tożsamości twórców mają (czy powinny mieć?) wpływ na nasze lektury? A wreszcie: jak odróżnić istotne konteksty biograficzne, ważne autorskie deklaracje, które pomagają nam w odpowiednim nakierowaniu uwagi interpretacyjnej od owych „produktów” wyduszanych bardziej niż mniej siłowo z autorów na potrzeby książkowego rynku?
Problem jednak polega na tym, że gdy przychodzi do właściwych lektur, wstępne krytyczne pytania o systemowy charakter zjawiska idą w kąt i dostajemy dość kłopotliwe – także na poziomie, no cóż, taktowności – etykiety krytyczne. W recenzji Woźniaka Krzysztof Schodowski zostaje nieheteronormatywnym witrażystą a Katarzyna Szaulińska – poetką-matką wskutek nader nieprozaicznego poczęcia. Oczywiście możemy spierać się o to, kto tu ową granicę przyzwoitości narusza: czy krytyk, dobierając tak bezpardonowo określenia do debiutujących twórców, czy sami poeci, ekshibicjonistycznie odsłaniający informacje na swój temat i umożliwiający tym samym powstanie owych etykiet. Trudno mi też nie zauważyć w analizie Woźniaka pewnych – nie wiem, na ile świadomych – dysproporcji genderowych. Prywata Schodowskiego częściej bowiem jest analizowana w kontekście twórczości – przejawiać ma się ona w działalności autora w sztukach wizualnych czy w wysilonym języku poezji (porównywanym do wypowiedzi swobodnej z wywiadu). Szaulińska zaś zostaje oskarżona o to, że dobiera bohaterki swoich wierszy na podstawie fizycznego podobieństwa do niej samej (Od tytułu Dorothy Valens dwa kliki do wiedzy, że Szaulińska jest całkiem podobna na zdjęciach do grającej Dorothy u Davida Lyncha aktorki Isabelli Rossellini), by nie przypominać już cytowanej problematycznej frazy o nieprozaiczności poczęcia.
Widzimy zatem, że tryb wyciągania wniosków przez Woźniaka zwyczajnie nie działa. Nie tylko dlatego, że może budzić oburzenie czy generować osobiste urazy. Istotniejsze jest to, że krytyk nie może się zdecydować, jaką rolę te prywatne deklaracje pełnią w interpretacji wiersza, w jakim trybie można je włączać do recenzji lub ignorować. Działa wybiórczo, zaczepnie, a wstępne dobre intuicje ostatecznie prowadzą go do bliskich śmieszności implikowanych postulatów, aby poeci w wywiadach stosowali ten sam (lub zbliżony) rejestr językowy, co w poezji. Przez to krążenie po omacku sam autor szkicu staje się elementem krytykowanej machiny – daje się złapać na haczyk utowarowionej prywatności, zachowując jednocześnie pozory dystansu.
Skoro zatem Woźniak pozostawia nas w praktycznej pustce, to aby wesprzeć jego teoretyczne poszukiwania, proponuję sięgnąć do artykułu innej poetki występującej w roli krytyczki. W 2018 roku w „KONTENCIe” ukazał się tekst Anny Adamowicz, traktujący o zjawisku instapoezji. Na przykładzie Anny Ciarkowskiej autorka słusznie wyłapała centrum tego fenomenu, czyli właśnie specyficznie i skrajnie pojętą prywatność. Zbudowana w Kukułczym jaju poezji analogia pomiędzy tym, jak funkcjonuje pseudonauka, a tym, jak działa pseudopoezja, wskazuje na pozatekstowe korzenie zjawiska. Jak pisze Adamowicz: Ciarkowska nie oferuje literatury. Oferuje ciepło, zrozumienie, współodczuwanie, współdzielenie emocji i wrażliwości. Nie oferuje instant-poezji, ale instant-terapię bazującą na powtarzanych w kółko frazesach i głodnych kawałkach[4]. Cały ten mechanizm i fenomen jest, zdaniem autorki szkicu, oparty właśnie na praktykowanych przez instapoetkę komunikatach prywatnych – to one budują ogromną sieć odbiorców, a zatem generują sprzedaż. Niezależnie od tego, czy strategia familiarności jest przez Ciarkowską wykorzystywana świadomie (czyli cynicznie), czy też nie (czyli naiwnie), nie ulega wątpliwości, że jej ostatecznym celem jest zaspokojenie potrzeb jak najszerszej grupy docelowej. Siłą rzeczy nie mówimy więc tu o dziele literackim z zachowanym choćby minimum autonomii, mówimy tu o produkcie wykorzystywanym do zaspokajania rozmaitych potrzeb odbiorców.
W myśleniu o prywacie rysuje się więc oś, na której po jednej stronie znajduje się Faulknerowskie marzenie o byciu wykreślonym z historii jako osoba prywatna[5], na drugim zaś – autorska praktyka, w której poezja jest traktowana jako przykrywka dla frazesowych opowieści o sobie. Bez trudu możemy założyć, że między tymi podejściami znajduje się jeszcze całe spektrum postaw. Istotną dla nas granicę na tej osi wyznaczać będzie jednak chyba celowość formułowania prywatnych komunikatów, a zatem odpowiedź na pytanie: czy prywata służy do tego, by – niejako w zastępstwie samego wiersza – odpowiedzieć na potrzeby (emocjonalne, plotkarskie etc.) potencjalnego czytelnika, by wygenerować sympatię do „własnej osoby autorskiej”, czy raczej – pozostając blisko wiersza – ma funkcjonować jako kontekst czy autorski przypis do lektury. Ta druga sytuacja rzecz jasna prawdopodobnie będzie często oddalona od wyjściowego pojęcia „prywaty”, mniej naiwnie konfesyjna – nie znaczy to jednak, że będzie od pozycji, sytuacji i wyznań osoby autorskiej zupełnie odcięta. Całe to rozróżnienie kieruje nas rzecz jasna do napięcia miedzy towarem a znaczeniem, które za Nicolasem Brownem doskonale zrekonstruował Łukasz Żurek w polemice z Dawidem Kujawą[6]. Znaczy to ni mniej ni więcej, że prywata może zarówno być używana, jak i znaczyć, z czego to drugie jest dla nas pożądaną czy akceptowalną sytuacją, to pierwsze zaś – przedmiotem krytyki (co doskonale widać w tekstach Kaczmarskiego i Nowackiej).
Kiedy więc skupiamy się na praktykach wydawniczych żerujących na prywacie, nie mamy wątpliwości, że służą one utowarowieniu: wiersza, opowieści o nim, prywatnej narracji osoby autorskiej. Niekiedy twórcy poddają się tym mechanizmom (i nie mnie ich oceniać, patrz: wstęp tego tekstu), niekiedy zaś przechwytują konkretne wydawnicze formuły do tego, by działać na rzecz swoich projektów literackich. Granica zaś jest tutaj bardzo cienka i nie da się jej arbitralnie zaznaczyć – każdy taki komunikat należy konfrontować z rolą, jaką może odgrywać w interpretacji tekstu.
Na koniec wspomnę jedynie o innym (jak sądzę, adekwatnym) kontekście tych rozważań, mianowicie o sieciowości komunikacji, w której przyszło nam się poruszać. W rozróżnieniu między prywatą i nie-prywatą nie pomagają nam dzisiaj nawet dystynkcje gatunkowe czy oddzielanie kanałów komunikacji. Polska Bibliografia Literacka notuje jako „polemiki” miniaturowe ramki tekstowe z „Przekroju” na dokładnie sześć zdań[7], a pokaźne krytyczne dyskusje na Facebooku rodzą się i umierają, pozostawiając po sobie jedynie trudności archiwizacyjne i bibliograficzne. Zawieszeni we wtórnej oralności mediów społecznościowych, mamy nierzadko wrażenie, że pisząc komentarz, dzielimy się luźną myślą – zupełnie jakbyśmy rzucili dwa zdania w stronę znajomego, stojąc z nim na papierosie. Zapominamy o mnogości odbiorców tego komentarza, o jego stabilnej, zapisanej formie. Nie myślimy o tym, że takie komentarze mogą być potem cytowane przez literaturoznawczynie na metakrytycznych konferencjach naukowych. I nie mamy chyba wciąż odpowiedzi na śmiesznie brzmiące pytanie: czy post na feju powinien być przedmiotem refleksji krytycznej?
Zdaje się jednak, że trudność w ustalaniu tych granic – między towarem a znaczeniem, między wypowiedzią prywatną a krytycznym czy literackim statementem – nie świadczy o ich płynności. Świadczy raczej o konieczności każdorazowego wnikliwego przyglądania się realizacjom. Radosław Jurczak powiedział kiedyś w krótkiej rozmowie ze mną podczas premiery „KONTENTu”” „<<ja>> nie jest w ogóle ciekawe. Ciekawy jest świat”. I chyba właśnie to rozgraniczenie – choć trochę zmiękczone obserwacją, że „ja” znajduje się wewnątrz świata, jest jego elementem – może wyznaczać nam horyzont oczekiwanej wypowiedzi. Takiej, w której punktem dojścia będzie świat, opowieść o nim, znaczenie.
[1] Sonia Nowacka, Zaspani dystrybutorzy prestiżu, „8. Arkusz Odry”, http://8arkusz.pl/index.php/2021/10/13/sonia-nowacka-zaspani-dystrybutorzy-prestizu/.
[2] Antonina Tosiek, Jak przestać się oszukiwać; poradnik, „8. Arkusz Ordy”, http://8arkusz.pl/index.php/2021/10/13/antonina-tosiek-jak-przestac-oszukiwac-poradnik-09-2021/.
[3] Maciej Woźniak, Dwoje poetów w trzech osobach, „Wakat”, http://wakat.sdk.pl/dwoje-poetow-trzech-osobach/.
[4] Anna Adamowicz, Kukułcze jajo poezji. Opis przypadku, „KONTENT” 4/2018.
[5] Maciej Woźniak, Dwoje poetów…
[6] Łukasz Żurek, Wiersz i gumowa kaczka. Polemika z Dawidem Kujawą, „Mały Format” 4-6/2021, http://malyformat.com/2021/07/wiersz-i-gumowa-kaczka-odpowiedz-dawidowi-kujawie/
[7] Myślę tu co prawda o konkretnym tekście, czyli o miniaturowym komentarzu Janusza Nowaka …bo alkoholik wiele w sobie ma z „Przekroju” 46/2000, pomyślanym jako polemika do – także niezbyt obszernej – recenzji Pod mocnym aniołem Jerzego Pilcha, napisanej przez Jerzego Jarzębskiego. Owa „polemika” liczy dokładnie sześć zdań i jest raczej zaczepnym komentarzem, aniżeli faktycznym sprzeciwem. Zakładam, że tego typu przykłady można by mnożyć – takie wypowiedzi są notowane w wykazach bibliograficznych ze względu na fakt, że ukazały się w prasie tradycyjnej.
Zuzanna Sala (ur. 1994) – doktorantka Szkoły Doktorskiej Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego w ramach programu literaturoznawstwo. Redaktorka kwartalnika literackiego KONTENT, współzałożycielka fundacji o tej samej nazwie. Publikowała teksty krytyczne w „Odrze”, „Nowej Dekadzie Krakowskiej”, „bibliotece”, „ArtPapierze”, „Wakacie”, „Wizjach” i „Nowym Napisie”.